jakiś czas temu przeczytałam na blogu znajomego notatkę, która bardzo mnie zaintrygowała. podobno podczas jednego z koncertów zespołu U2 w Szkocji, jego lider Bono co chwilę uciszał publiczność, gdy ta klaskała i sam zaczynał klaskać, mówiąc przy tym, że za każdym razem, gdy uderza w ręce, w Afryce umiera dziecko. po pewnym czasie, gdy po raz kolejny tak zrobił, jakiś człowiek z tłumu zawołał: "to przestań klaskać".
początkowo wywołało to uśmiech, no bo jak tu się nie śmiać. ale cała ta historia nie dawała mi spokoju. wracała w moich myślach, jak bumerang. zaczęłam sobie nad nią myśleć i doszłam do wniosku, że jest to bardzo prawdziwa ilustracja podejścia do życia, jakie często prezentujemy. jeśli są rzeczy, które są trudne, nieprzyjemne, niechciane, to odsuwamy je od siebie i staramy się o nich nie myśleć - przestajemy klaskać. to trochę tak, jak w przypadku małych dzieci bawiących się w chowanego - zakrywają rękami twarz i myślą, że skoro one nikogo nie widzą, to ich również nikt nie widzi. niestety w życiu tak nie jest. to, że Bono przestałby klaskać, nie zmieniłoby faktu, że w Afryce co chwilę umiera dziecko. to, że nie myślimy o jakiejś sprawie, nie powoduje, że ona znika. szkoda, że w dzisiejszym świecie łatwiej jest spakować zabawki i iść do innej piaskownicy, niż stawić czoła problemom. szkoda, że wolimy przestać klaskać, powierzchownie oczyścić sumienie, niż spojrzeć w twarz prawdzie. szkoda, że odpowiedzialność za siebie i innych jest towarem deficytowym. a może czas, by to zmienić? może czas, by zebrać się na odwagę i zwyczajnie być innym? może jednak nie przestawać klaskać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz