czwartek, 18 października 2007

dziecięca niewinności...

taki trzymiesięczny brzdąc to ma fajnie. życie się właściwie kręci wkoło niego i zawsze jest ktoś, kto na jedno (no może dwa) jęknięcia od razu reaguje (mówię tu o sytuacji normalnego dzieciństwa, a nie o historiach rodem z 'interwencji' czy innego fantastycznego programu). i taki malec, jak tylko coś mu nie pasuje lub czegoś potrzebuje, to od razu daje... głos :) w zależności od temperamentu decybele są zróżnicowane. on nie owija w bawełnę, nie czai się - o a może kogoś urażę swoim płaczem? nawet pewnie przez myśl mu takie stwierdzenie nie przemknie. chcę jeść, to wołam. nie podoba mi się jak na mnie patrzysz, to płaczę.... wspaniała bezpośredniość. może szkoda, że większość z nas ją zatraca z wiekiem? pewnie, że są tacy, u których to się nasila. ale oni raczej mają ograniczone grono znajomych (jako rezultat tej swoje bezpośredniości). ale gdyby mówić o takim wyważeniu, to naprawdę przydałoby nam się czasami wziąć przykład z niemowlaków. a tak, ile to razy z grzeczności nie mówimy szczerze i bezpośrednio, co nam leży na wątrobie? no bo jeszcze kogoś urażę... oczywiście nie chodzi o to, by wszystkim sprawiać przykrość. ale są sytuacje, w których siedzimy cicho, albo coś tam ściemniamy, zamiast powiedzieć otwarcie co czujemy, bo właśnie chcemy uniknąć tego, że ktoś może poczuć się dotknięty. szkoda psuć atmosferę. a potem przez tydzień atmosfera jest zważona w twoim domu, bo chciało się komuś nie robić przykrości.... a przecież szczerość powinna oczyszczać. zamiast tego niejednokrotnie powoduje, że kończy się znajomość. przykre. chciałabym być zawsze szczera i nie zostawiać dla siebie niektórych rzeczy. chciałabym się nie bać, że druga osoba się obrazi. a jednak trudno czasami....

Brak komentarzy: