słyszałam dzisiaj wypowiedź pewnej niepełnosprawnej kobiety, która starała się o pracę nauczyciela. oczywiście sprawa wcale nie była prosta. nikt nie chciał jej dać pracy. w końcu w sprawę zaangażowała się gazeta, której redakcja postanowiła sprawdzić, czy rzeczywiście nie ma pracy dla niepełnosprawnych. okazało się, że kiedy wspomniana kobieta dzwoniła do szkół i wspominała o swojej niepełnosprawności od razu słyszała odmowę. inaczej było w przypadku spotkania twarzą w twarz - i to właśnie zwróciło moją uwagę - podczas takiego spotkanie już nie tak obcesowo stwierdzano, że tej pracy nie ma. starająca się o posadę nauczyciela stwierdziła, że chyba trudniej jest tak otwarcie w twarz mówić nam niemiłe rzeczy. bardzo to prawdziwe ale i przykre. bo chyba trochę świadczy o tym, że jesteśmy tchórzliwi. jak nas nie widzą, to potrafimy powiedzieć, co myślimy, ale bezpośrednio to już trudniej. a w takiej sytuacji to tym bardziej jest to smutne. podobno w czasie spotkań nie było aż tak negatywnych reakcji, ale za to rozmówcy woleli patrzeć na dziennikarkę towarzyszącą osobie na wózku, niż na kobietę starającą się o pracę. ciekawe, że nie umiemy sobie radzić w takich sytuacjach. dlaczego traktujemy niepełnosprawność jak trąd? boimy się jej? tylko dlaczego? czy to, co nieznane i trudne zawsze musi być spychane na margines? skąd w nas tyle obaw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz