tak spiewala edit piaf (wybaczcie, ale nie wiem jak sie pisze jej nazwisko...). i jest to madre podejscie, ale trudniejsze do wykonania. zalujemy roznych rzeczy, szczegolnie w sytuacjach, ktore nas zaskakuja i nie sa najprzyjemniejsze. zalujemy wypowiadanych slow, tego co zrobilismy, badz nie zrobilismy, swoich postaw i zachowan, a nawet niektorych mysli. i nagle okazuje sie, ze wobec wiecznosci pewne sprawy traca na znaczeniu. niektore rzeczy staja sie zupelnie nieistotne. dlatego tak wazne jest, zeby idac przez zycie tak postepowac, zeby moc razem z francuska piosenkarka powiedziec 'nie zaluje niczego' (nie koniecznie nasladujac jej zycie). bo mozna czasem sie ugryzc w jezyk, mozna pewne rzeczy zostawic dla siebie, mozna nie dociekac swoich racji. w zderzeniu z czyms wiekszym, na co i tak nie mamy wplywu, jak chocby smierc, i tak okaze sie, ze wiele spraw znika. a to, co sie liczy, to milosc i to, co dobrego mozemy innym dac. uczmy sie kochac ludzi, tak szybko odchodza.... uczmy sie zyc z innymi tak, by niczego nie zalowac, gdy juz ich nie bedzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz