widziałam niedawno film 'evan wszechmogący'. bardzo mi się spodobał, bo w ciekawy sposób ilustrował relację między Bogiem, a człowiekiem i brak zrozumienia pewnych zależności i prawd przez ludzi. i jak to zwykle w moim przypadku bywa - spodobało mi się pewne zdanie (ale nie jedno!). morgan freeman grający Boga powiedział, że wielu ludzi chce zmieniać świat ale nie wie jak zacząć. a odpowiedź jest bardzo prosta: od jednego zwykłego aktu dobroci (po angielsku to brzmi znacznie lepiej: one random act of kindness at a time). wielu ludzi twierdzi, że świata zmienić nie można. myślę, że można. trzeba zacząć od siebie, a potem dotykać tego świata, w którym funkcjonujemy. i takie drobne rzeczy - coś miłego i dobrego, co zrobimy dla innych, już będą zmieniały świat wokół nas. czasami rezygnujemy z próby poprawienia świata, bo wydaje nam się to zbyt duże i zbyt trudne zadanie. wystarczy jednak spojrzeć z takiej właśnie perspektywy - jeden zwykły dobry uczynek, a po nim następny i następny.... i nagle okazuje się, że to wcale nie jest takie trudne. jako ludzie mamy czasami tendencje do tego, żeby wiele spraw wyolbrzymiać (szczególnie problemy). ale gdy spróbujemy skoncentrować się na małych rzeczach, to może się okazać, że wcale to wszystko nie jest takie wielkie. żeby zdobyć mount everest trzeba najpierw zrobić jeden krok. wszystko zaczyna się od jednego małego kroku. a każdy następny przybliża nas do celu. dobrze jest widzieć wierzchołek, ale jeśli będziemy się koncentrować na tym, jak daleko i wysoko on się znajduje, być może nigdy nie przekroczymy progu naszego domu. jeden krok sprawia, że wychodzimy z domu. kolejne doprowadzają nas pod szczyt. uśmiech w kierunku staruszki sąsiadki, pomoc znajomym w przeprowadzce, wsparcie kogoś w problemach - może to małe kroki, ale w ten sposób świat wokół nas zostaje zmieniony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz