jak tak patrzę na mojego synka, to myślę sobie, że ten to ma dobrze. wszystko się praktycznie wokół niego kręci. nie musi nic robić, bo wszystkie życiowe potrzeby załatwia za niego ktoś z nas (no kupę to robi sam, ale już sprzątanie po niej to nasza działka :) i czasem tak się myśli - ja chyba też tak bym chciała, żadnych zmartwień, jak coś się nie spodoba, to w płacz i już ktoś biegnie, żeby utulić i poprawić byt... a przecież dzieci od małego starają się być dorosłe! i każdy z nas tak w głębi duszy, wcale nie chce, żeby ktoś za niego mu pupę podcierał!
ale jakby się tak przyjrzeć niektórym, to wcale nie wyrośli z tego niemowlęctwa. niby sami dbają o swoją higienę i jedzonko, a jednak od odpowiedzialności uciekają. chcą, żeby to ktoś inny za nich podejmował decyzje w krytycznych sytuacjach. a w przypadku konfliktu - najłatwiej uciec... bo wygodnie jest być dzieckiem tylko w pewnym stopniu. a przecież nie na tym życie polega. bo na wszystko jest czas, a najszczęśliwsi ludzie to ci, którzy żyją w zgodzie z mijającym czasem i akceptują przywileje i obowiązki swojego wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz