poniedziałek, 8 września 2008

bezstresowe wychowanie

dzisiaj rano padał deszcz. w związku z tym spacer mógł się odbyć dopiero po południu. wyszliśmy sobie z bartkiem przed blok i po chwili mój syn zobaczył pierwszą kałużę... muszę tutaj nadmienić, że on wodę uwielbia. nie trudno sobie wyobrazić, co się stało potem - bartek biegiem ruszył w stronę wspomnianej kałuży i od razu wsadził w nią ręce... stwierdziłam - trudno, i tak pewnie by się wypaprał, więc nie będę się przejmować. niestety nie przewidziałam tego, co nastąpiło po chwili.... bartek z wielką radością usiadł sobie.... nie, nie obok - w kałuży! powinnam była wiedzieć, że tak się to skończy. ale cóż, nauczka na przyszłość. pozwoliłam mu więc chwilkę się pobabrać w wodzie, pobiec do następnej kałuży i tam również sobie usiąść. i tak był brudny i mokry, więc co za różnica? i wtedy właśnie nadszedł starszy pan z psem, spotkał drugiego starszego pana z psem, chyba znajomego i oczywiście nie omieszkał skomentować sytuację, której był świadkiem: 'proszę, mama pozwala się bawić w kałuży'. domyślam się, że w jego stwierdzeniu nie było dobrodusznego podtekstu: 'super chłopie, korzystaj bo masz fajnie'. było to raczej wypowiedziane z przekąsem, jak gdyby chciał powiedzieć: 'ach ci dzisiejsi rodzice. już na wszystko dzieciom pozwalają.' i pewnie nasz widok do tego skłaniał. a jednak - przecież wcale tak nie jest. nie zna mnie, ani moich metod wychowawczych. nie wiedział, co się wydarzyło przed jego pojawieniem. tak szybko wydajemy opinie i osądzamy bliźnich.... takie to proste. a ile krzywdy tym wyrządzamy? mnie jest wszytko jedno, co pan z psem, a nawet dwóch panów z psami, o mnie myśli. już nawet sobie wyobrażam, jak będą o mnie opowiadać swoim żonom :) tylko że są sytuacje, w których szybki osąd może bardzo skrzywdzić drugą osobę. a ile złego wyrządza nam samym?

Brak komentarzy: