wtorek, 30 września 2008

jeszcze o jesieni

dzisiaj, kiedy spacerowałam z synem zauważyłam, że w ogródkach na trawnikach pojawiły się stokrotki. to samo widziałam w zeszłym roku. nie znam się na roślinach, z biologii nigdy nie byłam mocna, a i to czego się nauczyłam już dawno poszło w niepamięć :) ale wydało mi się to dziwne. stokrotki widziałam wiosną, a tu jesienią znowu się pojawiają. stanowią taką miłą niespodziankę. pośród jesiennych kwiatów, kolorowych liści, kasztanów i żołędzi rosną sobie białe delikatne kwiatuszki. trochę tak, jakby zapomniały, że to nie ich czas. są tak malutkie, że nie zawsze można je zobaczyć. trzeba zwolnić tempo, zatrzymać się na chwilę i zachwycić pięknem otaczającego nas świata. wtedy je dostrzeżemy. podobnie jak w życiu - pędząc ciągle przed siebie w wyścigu szczurów często widzimy niewiele. wszystko wydaje się rozmyte, szare. ale gdy zwolnimy, zatrzymamy się na chwilę, dostrzeżemy stokrotki. te drobne, delikatne rzeczy, które nadają życiu smak i kolor, a na naszych twarzach wywołują uśmiech.

poniedziałek, 29 września 2008

jesienne chipsy

z reklam to się człowiek może dowiedzieć tyle o sobie i o życiu.... bo na przykład najlepiej smak jesieni utrwalić w chipsach. po co ciasto ze śliwkami? po co przetwory? chipsy o smaku grzybów w śmietanie i od razu pachnie jesienią! a co z męskim poczuciem wartości? wystarczy szampon do włosów i wyleczony łupież, a od razu facet poczuje się pewniej. a czy wyobrażasz sobie kuchnię bez stolnicy? ja tak, ale ja to dziwna jestem. no i oczywiście każda dziewczyna, która chce, żeby jej się chłopak oświadczył koniecznie musi korzystać z odpowiedniej pasty do zębów. bo nie da rady - żaden się nie oświadczy, jak zęby nie będą błyszcząco białe! (a co, jak ktoś ma żółtą kość???) gdyby nie reklamy, życie byłoby takie niepełne. i człowiek taki niedokształcony. jak to dobrze, że wymyślono marketing - i żyje się lepiej ;)

wtorek, 16 września 2008

.99

ceny z końcówką 99 nie stanowią nowości. jest to tak zwany chwyt marketingowy, który powoduje, że chętniej kupujemy produkty z taką końcówką. bo 4,99 to nie to samo co 5. ludzie pytani czy na taką cenę mówią, że to już 5 zł czy raczej 4, odpowiadają, że przecież do ciągle 4 zł.... i tutaj pokuszę się o niepopularną tezę - może gdyby matematyka była odrobinę ważniejsza w szkole i gdyby więcej się do niej przykładać, to nie wpadalibyśmy w pułapkę handlowców i nie kupowalibyśmy telewizora za 2999 tylko dlatego, że to jednak nie 3000... o ile pamiętam, to uczona nas, że w przypadku zaokrąglania ułamków to, co jest powyżej 5 po przecinku zaokrągla się do góry. dla mnie jakakolwiek cena z końcówką 99 wcale nie jest niższa - ja zaokrąglam do góry. wizualnie łatwo można ulec iluzji, ale jeśli coś się wie, to się wie i nie tak łatwo ulec chwytom marketingowym. ale może ja po prostu jestem dziwna?

poniedziałek, 15 września 2008

inny rodzaj iluzji

zaciekawił mnie tytuł w jednym z portali internetowych 'Chrystus zamiast kokainy' czy coś podobnego. chciałam zobaczyć, co to jest, ale niestety nie udało mi się odtworzyć filmu. przeczytałam jedynie nagłówek, który mówił, że ewangeliccy duchowni w slumsach gdzieś bodajże w kolumbii oferują zbawienie handlarzom narkotyków. akurat dla mnie sprawa nie dziwna. zwróciłam jednak uwagę na jeden z komentarzy - "otrzymali inny rodzaj iluzji". i to mnie zastanowiło. to prawda, że nie każdy wierzy w Boga i nie każdy musi wierzyć w Boga. zapewne wielu ludzi twierdzi, że wiara to iluzja. tylko takie podsumowanie w tym przypadku trochę mnie ruszyło. jakkolwiek dziwaczne się może komuś wydawać, że są ludzie, którzy uważają, że ich wiara i ich Bóg może pomóc przezwyciężyć nałogi i uzależnienia, czy zmienić życie, to takie podsumowanie przejścia od sprzedawania śmierci do życia dla Boga i innych wydaje mi się bardzo płytkie. bo iluzja, jaką dają narkotyki doprowadza z reguły do jednego - zniszczenia. a wiara w Boga, nawet jeśli dla kogoś jest iluzją (i nie mówię tu o fanatyzmie, ale o zdrowej i szczerej wierze) buduje, a nie niszczy, pomaga żyć, a nie zabija. stwierdzając, że tacy ludzie otrzymali tylko inny rodzaj iluzji mówimy, że właściwie to wszystko jedno, której iluzji się poddają. ale czy na pewno. bo jeśli taki handlarz narkotyków naprawdę się nawróci, wyjdzie z nałogu i przestanie pomagać innym w samozniszczeniu, to ja myślę, że to nie jest wszystko jedno. dla mnie wiara nie jest iluzją. jest moim życiem. ale jeśli ktoś nie widzi różnicy między iluzją narkotyków, a "iluzją" wiary, to może sam podlega jakiejś iluzji? tylko jakiej? a może dla niego wiara to to samo co religia, a chrześcijaństwo kojarzy się z krucjatami? może czasem warto pofatygować się i sięgnąć do źródeł, a przy okazji przyklasnąć tym, którzy zamiast siedzieć na tyłku i krytykować innych, próbują zmienić świat, w którym żyją.

niedziela, 14 września 2008

notatka o czymś

skoro już o programach rozrywkowych mowa, to oglądaliśmy wczoraj 'mam talent'. ujęła mnie wypowiedź jednej dziewczynki - jedenastolatki, która śpiewała piosenkę czesława niemena. zapytana przez prowadzącego, dlaczego wybrała piosenkę właśnie tego autora, odpowiedziała, że 'lubi, kiedy piosenka jest o czymś'. piękne. szczególnie w ustach tak młodej osoby. ja nie należę do tych, którzy bez muzyki nie potrafią żyć. owszem lubię posłuchać, ale nie muszę. muzyka nie towarzyszy mi non stop. ale ja też lubię, jak piosenka jest o czymś. dobra muzyka to jedno, dobry tekst to zupełnie inna historia. i tak jak wśród wielu tytułów tak zwanych 'tabloidów', kiedyś potocznie zwanych brukowcami oraz kolorowych magazynów i innych tytułów prasowych trzeba dobrze przebierać, żeby znaleźć wartościową lekturę, tak samo w piosenkach. wiele tekstów jest o niczym, albo odzwierciedla to, co możemy poczytać lub zobaczyć w plotkarskich programach. na szczęście są teksty ponadczasowe, jak wspomniana piosenka czesława niemena. i są ludzie, którzy dzisiaj również piszą piosenki o czymś. oby więcej było takich młodych osób, jak jedenastoletnia kamila (mam nadzieję, że dobrze zapamiętałam jej imię), dla których treść ciągle jest ważna.

ranking gwiazd?

stacje telewizyjne prześcigają się w tworzeniu i pokazywaniu nowych teleturniejów i programów rozrywkowych, w których gwiazdy, bądź zwykli śmiertelnicy rywalizują ze sobą w tańcu, śpiewie itp. i w związku z tym mamy również wysyp jurorów różnej maści. niedawno na jednym z portali internetowych przeczytałam, że któraś z gazet robiła ranking, kto wypłynie, a kto 'odpłynie' w nowym sezonie telewizyjnym. wśród gwiazd i gwiazdeczek byli także jurorzy nowych i starych programów. o dziwo, dla jednych zostanie jurorem okazywało się nobilitacją i 'wypłynięciem', ale już dla innych ma oznaczać 'odpłynięcie' i zejście na drugi plan w tak zwanej 'branży'. dziwne, bo zarówno jedni, jak i drudzy i tak mają od dawna ustaloną pozycję na rynku, chociaż często w swoje branży. i może wystąpienie w tv przyda im popularności, to raczej nie zmieni ich statusu gwiazdy. dlatego zastanawiam się, po co takie rankingi? i komu one mają służyć? bo pewnie komuś się przysłużą.... szkoda, że dzisiaj wszystko polega na porównywaniu się, upodabnianiu do innych. magdalena samozwaniec powiedziała kiedyś: '...a za moich czasów to każda starała się być inna. żadnej do głowy nie przyszło, aby się na kimś wzorować czy naśladować, może dlatego, że każda chciała pokazać, co ma najładniejszego, a schować to, co miała niezbyt udanego.' uważam, że warto wzorować się na innych, ale w sposób zdrowy. a ciągłe porównywanie się nie pomaga w budowaniu poczucia własnej wartości. bo zawsze znajdzie się ktoś ładniejszy, zgrabniejszy, wyższy, niższy, bogatszy, biedniejszy, mądrzejszy, głupszy... a w mediach zawsze ktoś wypłynie, ktoś odpłynie, dzisiaj 'gwiazda', jutro nikt nie pamięta, jak się nazywa. a my to wszystko oglądamy i czasami zapominamy, że to tylko telewizja.

piątek, 12 września 2008

idzie jesień

dzisiaj na spacerze z bartkiem zostaliśmy 'otoczeni' jesienią. było chłodno, wilgotno i ponuro. a gdzie złota jesień? i czy babie lato tak szybko powinno się kończyć? nie wiem, czy jest to sprawa wieku, czy zmiany klimatu, ale ostatnio pory roku mnie zaskakują swoim nadejściem. nie jestem na nie przygotowana! pory roku powtarzają się cyklicznie, a i tak potrafią mnie zaskoczyć. a co ze zmianami w życiu? niektóre nadchodzą powoli i zdążymy się do nich przyzwyczaić. ale te są rzadkością. zwykle pojawiają się nagle. i jak się z nimi oswoić? może dlatego tak trudno jest nam się dostosować, zmienić. a jednak zmiany są nieuniknione i bardzo nam potrzebne. zmieniając się żyjemy. bez zmiany jesteśmy narażeni na wegetację. gdyby tylko były łatwiejsze :)

poniedziałek, 8 września 2008

bezstresowe wychowanie

dzisiaj rano padał deszcz. w związku z tym spacer mógł się odbyć dopiero po południu. wyszliśmy sobie z bartkiem przed blok i po chwili mój syn zobaczył pierwszą kałużę... muszę tutaj nadmienić, że on wodę uwielbia. nie trudno sobie wyobrazić, co się stało potem - bartek biegiem ruszył w stronę wspomnianej kałuży i od razu wsadził w nią ręce... stwierdziłam - trudno, i tak pewnie by się wypaprał, więc nie będę się przejmować. niestety nie przewidziałam tego, co nastąpiło po chwili.... bartek z wielką radością usiadł sobie.... nie, nie obok - w kałuży! powinnam była wiedzieć, że tak się to skończy. ale cóż, nauczka na przyszłość. pozwoliłam mu więc chwilkę się pobabrać w wodzie, pobiec do następnej kałuży i tam również sobie usiąść. i tak był brudny i mokry, więc co za różnica? i wtedy właśnie nadszedł starszy pan z psem, spotkał drugiego starszego pana z psem, chyba znajomego i oczywiście nie omieszkał skomentować sytuację, której był świadkiem: 'proszę, mama pozwala się bawić w kałuży'. domyślam się, że w jego stwierdzeniu nie było dobrodusznego podtekstu: 'super chłopie, korzystaj bo masz fajnie'. było to raczej wypowiedziane z przekąsem, jak gdyby chciał powiedzieć: 'ach ci dzisiejsi rodzice. już na wszystko dzieciom pozwalają.' i pewnie nasz widok do tego skłaniał. a jednak - przecież wcale tak nie jest. nie zna mnie, ani moich metod wychowawczych. nie wiedział, co się wydarzyło przed jego pojawieniem. tak szybko wydajemy opinie i osądzamy bliźnich.... takie to proste. a ile krzywdy tym wyrządzamy? mnie jest wszytko jedno, co pan z psem, a nawet dwóch panów z psami, o mnie myśli. już nawet sobie wyobrażam, jak będą o mnie opowiadać swoim żonom :) tylko że są sytuacje, w których szybki osąd może bardzo skrzywdzić drugą osobę. a ile złego wyrządza nam samym?

niedziela, 7 września 2008

w niepamięci

znalazłam dzisiaj pewien pomnik, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. jest poświęcony 44 więźniom politycznym zamordowanym przez hitlerowców. znajduje się w takim miejscu, że trzeba albo być mieszkańcem dzielnicy, albo interesować się historią i swoim miastem. bardzo ładny i cichy zakątek, ale trochę....zapomniany. te odwiedziny sprawiły, że pomyślałam o tysiącach pomników postawionych dla dzielnych ludzi, o których często już się nie pamięta. szczytny cel, ale wkrótce zapomniane miejsce... podobnie jest z cmentarzami. uwielbiam włóczyć się po starych cmentarzach (wiem, dziwna jestem) i czytać nagrobki ludzi zmarłych na początku ubiegłego wieku, albo i wcześniej. zawsze wyobrażam sobie, jak mogło wyglądać ich życie. na tych grobach rzadko można zobaczyć kwiaty. niestety ci, którzy o nich pamiętali pewnie spoczywają już w swoich grobach... właśnie - o pomnikach szybko się zapomina. stawia się je, aby pamiętać. a tak szybko się zapomina. dobrze, że są ludzie - pasjonaci, którzy nie pozwalają nam zapomnieć. oni przypominają dlaczego stawiamy pomniki, komu i za co. oni żyją wartościami ludzi, których pamięć kultywują. i to te wartości pomagają nam ocalić od zapomnienia cennych, mądrych, odważnych i kochanych ludzi. ludzi, którzy są tacy jak my, ale w chwili próby potrafili wznieść się ponad swoje słabości. zapomniane pomniki kiedyś pewnie znikną, ale pamięć o tych, na których cześć stanęły pozostanie dzięki wartościom, którymi żyli, a które przetrwały w nas.

sobota, 6 września 2008

tajemnica tajemnic

ostatnio rozgorzała w naszym kraju dyskusja na temat filmu, którego nie rozpoczęto jeszcze kręcić. chodzi o 'tajemnice westerplatte'. nie znam scenariusza filmu, a słyszałam o nim okropne rzeczy. nie chciałabym się jednak wypowiadać na ten temat - bo skoro nie jestem obeznana z zagadnieniem, to jakim prawem.... ale zastanawia mnie jedno, dlaczego jeśli w naszym kraju ktoś próbuje odbrązowić jakichś ludzi, bohaterów, to natychmiast spotyka się z tak potężną opozycją? czy wszyscy nasi narodowi herosi muszą być ludźmi nieskazitelnymi? dlaczego nie możemy ich poznać jako tych, którzy mają swoje wady, problemy, słabości? przecież dzięki temu staliby się bliżsi, bardziej podobni do nas. a przez to może i nam łatwiej byłoby zrobić coś nadzwyczajnego? pomniki są zimne i odległe. ułomności drugiego człowieka nie powodują, że tracimy do niego szacunek, wręcz przeciwnie - zaczynamy patrzeć na niego, jak na postać z krwi i kości, kogoś kto potrafił wznieść się ponad swoje słabości i problemy, żeby dokonać czegoś wielkiego.
ciekawe, czy teraz każdy film dotyczący jakiegoś elementu naszej historii będzie dopuszczany, lub nie, przez polityków? a to chyba już kiedyś było?....

czwartek, 4 września 2008

niemoc

artystyczna, to za dużo powiedziane. ale jednak niemoc. myślę, co by tu napisać i jakoś nic mi do głowy nie przychodzi. to znaczy nic sensownego, co nadawałoby się do publicznego zaprezentowania. może dlatego, że od kilku dni próbuję wymyślić, co mogłabym kupić mężowi na urodziny i nie jestem ani o milimetr bliżej jakiegokolwiek pomysłu? a może dlatego, że zwyczajnie straciłam wątek i już do niego nie wrócę? może ja się zwyczajnie na blogera nie nadaję? nie wiem. ale uczucie niemocy jest co najmniej niemiłe.... zaglądam na blogi znajomych, u nich coś się dzieje. a ja co? dzień dobry tvn już ruszyło, a mnie ciągle brak inspiracji? (może dlatego, że nie oglądam zbyt dużo?) a dzisiaj postanowiłam zgonić wszystko na spadające gwałtownie ciśnienie atmosferyczne, co powoduje senność i zmęczenie. może jeszcze uda mi się coś ciekawego napisać. może czas niemocy minie. a może blog pójdzie w zapomnienie, jak stary pamiętnik z dzieciństwa? tyle, że pamiętnik można odkurzyć po latach przy okazji porządków lub remontów. a tutaj? hmm pewnie, jak przestanę się logować, to mnie usuną.... dobrze, ze człowiek nie jest jak komputer czy internet. chociaż wymazujemy z pamięci wiele spraw, niektóre bo zbyt bolesne, inne bo zbyt błahe. to i tak nie jesteśmy w stanie wymazać wszystkiego. pamięć ludzka zawodzi, ale czasami wystarczy jakiś drobiazg i wracają wspomnienia. a tutaj? nie korzystasz z konta - nie ma cię. dziwne...