dziwne to wszystko jest. tak już jesteśmy skonstruowani, że każdy człowiek poszukuje tak zwanej drugiej połówki. tak bardzo pragniemy 'kogoś mieć', że jeśli się to nie spełnia, to czujemy się sfrustrowani. a z drugiej strony utrata tego kogoś bliskiego, albo zawód z jego powodu sprawia, że frustracja jest jeszcze większa... i wychodzi na to, że i tak źle i tak nie dobrze... a jednak ciągle dążymy do pary... rezygnacja z tego dążenia nie byłaby dobrym pomysłem. ale życie w ciągłej frustracji też nie jest właściwe. co zatem robić? hmm, nie wiem :) złoty środek w tej sytuacji też chyba nie istnieje. może te frustracje trzeba przeżyć? może warto też budować życie na czymś trwalszym i mocniejszym niż inny człowiek. pewnie nie jest to łatwe, ale stanowi jedyną gwarancję zachowania zdrowia psychicznego. pustka w sercu spowodowana potrzebą innej osoby nie jest tak wielka, jak ta, która wynika z pragnienia wieczności, która w każdym z nas jest. tyle, że brak drugiego człowieka doskwiera bardziej, bo jest namacalny i łatwo go zauważyć. wieczność związana jest z tym, który nas zaprojektował. Jego nie widać, a zatem łatwiej zagłuszyć tęsknotę za Nim. szczególnie, że duchowość rzadko jest trendy.... do bycia z kimś tak mocno i chętnie dążymy. do bycia z Nim często nie jest nam po drodze. może gdyby trochę to zmienić, frustracja spowodowana brakiem drugiej połówki byłaby mniejsza?
2 komentarze:
Tak chciałabym odnaleźć Go w drugim człowieku. Ech...
to nie łatwe, ale się da. gorzej, że często chcemy, żeby On był w tym jednym jedynym człowieku... wtedy robi się trudniej. ale czasami najpierw trzeba odnaleźć Go w Nim samym i w sobie.
Prześlij komentarz