uwielbiam wiosnę, szczególnie tę cieplejszą jej część, kiedy jest już zielono, zaczynają kwitnąć bzy... jest w tej porze coś szczególnego, dla mnie w pewnym sensie magicznego. kiedyś doszłam do wniosku, że cieszę, iż przyszło mi żyć w takiej strefie klimatycznej, w której wiosna występuje. ludzie pozbawieni wiosny w takim wydaniu mają czego żałować...
wiosna spowodowała, że częściej i na dłużej wychodzimy z bartkiem na dwór (albo na pole, jak mawiają krakusy... hm czas chyba się do tego określenia zacząć przyzwyczajać). synek wszystkiemu się przygląda, nowościom dziwi dając tego dowód poprzez śmieszne dźwięki, jakie z siebie wydobywa. na obecnym etapie ma zadatki na ekologa, albo biologa jakiegoś, bo roślinki wszelkie go niezmiernie interesują. chociaż z tym ekologiem to chyba nie do końca, bo zrywa różne części tychże roślinek. a jak już dostanie w swoje łapki patyczek, to nawet zdjąć okrycie wierzchnie z niego ciężko, bo nie wypuszcza go z rąk (patyczka znaczy się). i ten wspomniany patyczek właśnie natchnął mnie do napisania.... podczas postoju przy jakimś kolejnym krzaczku (ciekawe, że mówiąc o dziecku w wielu wypadkach zdrabnia się wszystko, co zdrobnić się da... ja zatrzymałabym się przy krzaku, z bartkiem stoję już przy krzaczku) zerwałam mu jedną gałązkę (właśnie, nie gałąź!). był zachwycony i machał nią sobie przez resztę spaceru. gałązka miała już bardzo ładne zielone listki, ale po chwili spędzonej w spoconej łapce bartusia, listki oklapły. gałązka już nie wyglądała jak okaz wiosny... oderwana od źródła swojej energii, szybko straciła 'siły'. z nami jest podobnie. każdy z nas ma swoje źródło energii. dla mnie jest to Bóg. wiem, że odłączona od Niego szybko stracę energię i siłę, by żyć i trwać. ale pielęgnując ten stan połączenia, czy też wszczepienia w potężny pień Bożej łaski będę rozkwitać, a wiosna będzie nie tylko doświadczeniem zewnętrznym. a ja kocham wiosnę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz