czasami robimy różne rzeczy, które wydają nam się tak mało znaczące, że zaczynamy myśleć, iż tracimy czas. bo kiedy się rozejrzymy wokoło, to okazuje się, że liczy się to, co wielkie, głośne, widoczne, spektakularne.... a to, co się dzieje gdzieś na boku, z dala od oczu świata, często uznawane jest za nieistotne. uważa się nawet, że nie robiąc nic takiego widocznego, zwyczajnie marnujemy czas. ale czy zawsze to, co znaczące, musi być głośne i widoczne? ostatnio moje dni upływają pod znakiem zabaw z dziewięciomiesięcznym chłopczykiem. i czasami pojawiają się takie myśli: 'przecież tyle rzeczy mogłabym zrobić w tym czasie. jaka to strata czasu...' ale potem pojawia się refleksja - czas spędzony z synem, to inwestycja w człowieka, który kiedyś będzie podejmował ważne życiowe decyzje. moja zabawa z nim na pewno nie jest marnowaniem czasu. być może jest to najlepsza rzecz, jaką zrobię w ciągu całego mojego życia. bo kto wie, kim będzie mój chłopczyk? może moje siedzenie z nim na podłodze, chociaż niewidoczne i mało spektakularne to taka mała podwalina, początek inwestycji w życie człowieka, który zmieni bieg historii?
ciekawe, że chociaż pozory mylą, to jednak i tak świat kręci się wokół tego, co błyszczy, głośno krzyczy, jest widoczne z daleka... to, co dobre i wartościowe często rodzi się w ciszy, z dala od zgiełku pędzącego świata...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz