sobota, 4 października 2008

obrazy z dzieciństwa

dziś rano włączyłam telewizor i ku swojemu zdumieniu na jednym z kanałów znalazłam 'anię z zielonego wzgórza'. to ciągle jedna z moich ulubionych książek, a i wersję filmową lubię oglądać. postanowiłam przedstawić anię mojemu piętnastomiesięcznemu synkowi. podobało mu się ;) chociaż nie oglądał zbyt długo (a to akurat dobrze, bo przecież małe dzieci nie powinny oglądać telewizji!!!). te znajome obrazy przynoszą bardzo miłe skojarzenia. emanuje z nich ciepło, uśmiech, pozytywna energia. dzisiaj szczególnie uderzyła mnie rozmowa mateusza i maryli po tym jak mateusz przywiózł anię ze stacji kolejowej. maryla argumentowała, dlaczego nie potrzebują dziewczynki, na co mateusz odpowiedział: 'może ona nas potrzebuje'. wszystko w życiu traktujemy w kategoriach 'potrzebuję-nie potrzebuję'. jeśli coś jest dobre dla mnie, to pasuje. jeśli nie - to po co robić sobie kłopot? a może nie o to tylko chodzi? może obok wszystkich 'potrzebuję' czasami warto zrobić miejsce dla 'on/ona/ono mnie potrzebuje'? odkładając na bok argumenty i swoje potrzeby, dojrzeć potrzebę w drugim człowieku. to wymaga odwagi, ale i rezygnacji chociaż na chwilę z własnego ja. i nigdy nie będziemy w stanie przewidzieć, jak ogromny wpływ możemy wywrzeć na czyjeś życie. tylko czy się odważymy?

Brak komentarzy: