budowanie wymaga dużo pracy i wysiłku. i nie jest tak, że raz coś stanie i koniec. potem trzeba to wykończyć, posprzątać, a później dbać, aby się nie zniszczyło. oczywiste? chyba nie tak bardzo. niby wydaje się to naturalne w przypadku budowy np. domu (w moim przypadku sprawa bardzo aktualna, ciągle coś się "wykańcza", czasami ja się wykańczam), ale już nie do końca w relacjach z ludźmi. a przecież te też trzeba budować. i trzeba o nie dbać.
w szkole zwykle pracowało się na swoją reputację przez pierwszy rok. potem można było "jechać na opinii". ale nie do końca - o ile jednorazowy wyskok mógł ujść na sucho, to już ciągłe takie numery pomagały zmienić zdanie na nasz temat wśród grona pedagogicznego. szkoda, że w drugą stronę nie jest tak łatwo. trudniej nam uwierzyć w poprawę kogoś, kto cieszył się złą opinią. taka osoba musi bardzo długo budować swój nowy wizerunek. a i tak niejednokrotnie jest posądzana o wszelkie złe rzeczy z powodu swojej przeszłości.
niesamowite, że Bóg patrzy na to wszystko zupełnie inaczej. On kocha każdego z nas bez względu na to, jaka była nasza przeszłość, jaka jest nasza teraźniejszość. kocha miłością bezwarunkową, na którą nie musimy zapracować, ani nie jesteśmy w stanie na nią zasłużyć. ta miłość jest zawsze. ja muszę tylko zdecydować, czy ją przyjmę. jest fundamentem, na którym mogę budować - nie opinię o sobie, nie wizerunek, ale wieczność i więź ze Stwórcą. Ona uwalnia od stereotypów, osądów. akceptuje i daje siłę na każdy dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz