doszłam ostatnio do wniosku, że przykładową matką polką to ja nigdy nie będę. zwyczajnie się do tego nie nadaję... jest coś, co mnie przeraża - a mianowicie to, że każdy kolejny dzień wygląda tak samo. zbyt wczesne wstawanie, jedzenie, zabawa, drzemka, jedzenie, spacer, drzemka, jedzenie, zabawa, jedzenie, jeszcze trochę zabawy, kąpiel, jedzenie i sen... (oczywiście suto przeplatane przewijaniem). to samo codziennie... chyba nie mogłabym pracować w fabryce na jakiejś taśmie produkcyjnej. ale w tym wszystkim jest pewien paradoks. niby każdego dnia to samo, a jednak mój syn dba o to, żeby czasami czymś mnie zaskoczyć. i chociaż zwykle pierwsza drzemka jest około półtoragodzinna, to od czasu do czasu trwa 'aż' pół godziny. i niestety z reguły... wyprowadza mnie to z równowagi! niby to samo każdego dnia mnie męczy, a jednak taka zmiana denerwuje. no to czego ja właściwie chcę? może to tylko kwestia czego ten element zaskoczenia dotyczy (a krótsza drzemka potrafi troszeczkę zburzyć z góry zaplanowany porządek dnia)? tylko chyba czasami podobnie jest w życiu. denerwuje nas schematyczność, ciągle te same obrazy przewijające się przed oczami. ale kiedy coś się zmieni, to od razu się jeżymy. bo przecież zakłócony został nasz odwieczny porządek - zawsze tak było, a tu nagle.... no właśnie. to czego my tak naprawdę chcemy???
1 komentarz:
"chcemy, żeby jednocześnie były Święta i czereśnie" :)
Prześlij komentarz