wtorek, 20 maja 2008

uczniem być

ostatnio przechodziłam obok pewnego kościoła, nad którego wejściem umieszczono duży napis mówiący o ile dobrze zapamiętałam: 'bądźmy uczniami Chrystusa'. miejsce dla takiego napisu właściwe, ale... no właśnie. zaczęłam się zastanawiać, czy napis jest skierowany do osób przychodzących do tego kościoła, czy może do tych, którzy obok niego tylko przechodzą. bo jednak jest pewna różnica. jeżeli do przechodniów, którzy nie są zainteresowani, to może wzbudzić jakąś iskierkę ciekawości. może sprawić, że zaczną się zastanawiać. być może zachęci ich do refleksji na swoim życiem.
a jeśli do tych, którzy są stałymi bywalcami, to czy naprawdę trzeba im o tym przypominać? tak sobie myślę, że pewnie czasami się to przyda, ale jednak nie powinno tak być. uczniowie Chrystusa - chrześcijanie. teoretycznie każdy, kto mieni się chrześcijaninem powinien być Jego uczniem i naśladowcą. jeśli nim nie jest, to tak naprawdę nie jest także chrześcijaninem.... jeśli chodzimy do kościoła, a nie jesteśmy uczniami Chrystusa, to dlaczego tam chodzimy? uczeń charakteryzuje się tym, że ciągle się uczy, nie jest doskonały, ale dąży do tego, aby jak najlepiej naśladować swojego Nauczyciela. ale czy trzeba mu przypominać, że ma być uczniem? on tym uczniem jest z wyboru, a zatem sam chętnie poddaje się nauce i ze wszystkich sił stara się naśladować swojego Mistrza. chyba smutno musi być Nauczycielowi, jeśli ci, którzy nazywają siebie Jego uczniami, jednocześnie nie spełniają warunków bycia uczniem. bo czy to znaczy, że są nimi z przymusu? przyzwyczajenia? ze względu na to, co ludzie powiedzą?
szkoda, że tak łatwo nam przyjmować religię, ale nie chcemy przyjąć stylu życia. a chrześcijaństwo to właśnie styl życia. kiedy staje się religią, traci swój sens....

Brak komentarzy: