zauważyłam, że wokoło jest wielu ludzi, którzy często się tłumaczą - a to, że garnitur założyli, albo z czegoś zrezygnowali, albo że włosy obcięli.... są sytuacje, w których należy się wytłumaczyć. ale chodzi mi o to, że niektórzy robią coś w swoim życiu - czy to drobne rzeczy, czy jakieś większe, bardziej znaczące - ale ciągle się z tego tłumaczą. tak, jak gdyby czuli się winni, albo bronili się przed jakąś reakcją (wyśmiania?). psychologiem to ja nie jestem, ale tak mi się wydaje, że chyba za dużo mamy kompleksów i brakuje nam poczucia własnej wartości. bo jeśli podejmuję jakąś decyzję, to znaczy, że jest ona dla mnie dobra i wierzę, że postępuję właściwie. a skoro tak, to po co się tłumaczyć? co komu do tego, że ja dzisiaj w garniturze chodzę? albo, że włosy obcięłam? mówi się, że tylko winni się tłumaczą. pewnie nie zawsze, ale coś jednak jest w tym powiedzeniu. tylko winni czemu? że zdecydowaliśmy inaczej niż ktoś tego oczekiwał? że ubieramy się zgodnie z potrzebą chwili? że mamy ochotę zmienić fryzurę? a może tak dla odmiany poczujmy się dumni z ładnego garnituru, nowej fryzury, czy życiowej decyzji, którą podjęliśmy i z której konsekwencjami i tak to my będziemy żyć. nie tłumaczmy się wszystkim wokoło, schowajmy te nasze kompleksy pod szafę i podnieśmy na chwilę głowę wyżej - jest wiosna, świeci słońce.... życie jest za krótkie, żeby ciągle się tłumaczyć. może lepiej popracujmy nad podbudowaniem poczucia własnej wartości i z uśmiechem nośmy ten garnitur...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz