wiem, że prawie robi wielką różnicę.... ale... ostatnio odwiedziłam moje rodzinne miasto. miałam tam parę spraw do załatwienia, ale znalazła się też chwila, żeby przejść się po centrum i zobaczyć, co się zmieniło. i właśnie wtedy czułam się tak, jakbym była w świecie, który nie jest moim, któremu się tylko przyglądam, jak w filmie. wszyscy się dokądś spieszyli, a ja powoli sobie szłam przyglądając się przechodniom, wystawom, kawiarniom... i wszystko jak gdyby odbywało się poza mną. dziwne uczucie. ale w pewnym sensie przyjemne. miło tak patrzeć z dystansem na otaczający mnie świat. wolno iść przed siebie, wiedząc że nigdzie mi się nie spieszy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz