koncepcja telefonu do Boga (patrz poprzedni post) jest też dosyć wygodna - można mówić ile się chce (albo na ile pozwala nagranie) i nie martwić się, że ktoś nam odpowie. czasami łatwiej jest wylać z siebie wszystkie żale, frustracje i potrzeby i nie musieć wysłuchiwać ile z tego możemy sami zmienić. możemy też zarzucić Boga naszymi pretensjami o zło na świecie, tragedie i niesprawiedliwość. nie ma obawy, że odpowie i pokaże jak jest naprawdę. a gdybyśmy tak dla odmiany posłuchali, co On ma do powiedzenia? gdybyśmy pozwolili Jemu mówić do nas, do naszego życia? zbyt duże ryzyko? a może gra warta świeczki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz