dzisiaj będzie trochę smutno, refleksyjnie. ostatnio dowiedziałam się, że znajomy mojej przyjaciółki odebrał sobie życie. wpadł w kłopoty, które go przerosły i nie umiał sobie z nimi poradzić. straszne... ale jak powiedziała moja przyjaciółka - kiedy słyszymy, że coś takiego się dzieje, to stwierdzamy, że to okropne, ale przechodzimy nad tym do porządku dziennego. dopiero kiedy dzieje się to tuż obok, dotyka kogoś znajomego czy bliskiego, wówczas zaczynamy się nad tym zastanawiać. dlaczego coś takiego się stało? dlaczego nikt nie zauważył, że coś jest nie tak? dlaczego ktoś nie zareagował? tylko kim jest ten ktoś? powiedzenie "ach ta dzisiejsza młodzież" chyba nigdy się nie zestarzeje, a teraz dochodzi do tego jeszcze stwierdzenie, że ta 'dzisiejsza młodzież' to taka straszna jest. patrzymy na młodych ludzi i wydaje nam się, że oni to już są źli i zepsuci i nic nie można zrobić. ale czy na pewno? i czy ci, którzy wydają się tacy silni, naprawdę dają sobie radę z życiem? a może ich zachowanie, to wołanie o pomoc? pewnie nie każdy z nas ma możliwość zareagować, pomóc. ale nie skreślajmy każdego młodego człowieka, który stoi gdzieś przy trzepaku, klnie jak szewc, pije tanie wino... w każdym z nas jest pustka, której nic nie jest w stanie zapełnić, oprócz Tego, który nas zaprojektował. czasami takie zachowanie, które może nawet bulwersować, jest zwyczajną próbą znalezienia sensu, wypełnienia tej pustki. czasami jest to właśnie wołanie o pomoc. szkoda, że tak często strach sprawia, że boję się na to wołanie odpowiedzieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz