niedziela, 30 grudnia 2007

różne różności

long time no... click :) jak to mawiają anglojęzyczni. ani się nie spostrzegłam, a tu tyle dni minęło odkąd ostatnio tutaj zaglądałam. nawet mi się oberwało od koleżanki, że za rzadko pisuję! obiecałam poprawę i mam nadzieję, że mi się to uda. ale ta obietnica nie ma nic wspólnego z noworocznymi zobowiązaniami. ja w nie zwyczajnie nie wierzę. jakoś nie przepadam za sylwestrem w ogóle. drażni mnie owczy pęd do zabawy za wszelką cenę, bo tak trzeba, bo koniec roku. i zwykle bywam potem niewyspana i ten nowy rok się wtedy kiepsko zaczyna. a noworoczne zobowiązania najczęściej ulegają przedawnieniu po kilku tygodniach (albo i dniach). dlatego wolę ich nie podejmować, bo potem tylko kac moralny. ale obietnica częstszego pisania została złożona i mam zamiar jej dotrzymać :) (bo to w końcu zobowiązanie 'staro-roczne', więc jest szansa, że się uda).
święta, święta i po świętach. jak zwykle szybko nadeszły, a jeszcze szybciej minęły. zostały wspomnienia i pełen zamrażalnik jedzenia. u nas było wesoło, rodzinnie i tłumnie. co prawda prezenty nam dotarły dopiero dzisiaj, więc rodzina ciągle czeka (tylko czy im je teraz wysyłać, czy lepiej drugi raz nie ryzykować i nie powierzać przesyłek poczcie??). ale przeżyliśmy nasze pierwsze święta z bartkiem. on też przeżył, chociaż czasami w oczach widziałam wołanie: 'mamo! ratuj!' :)
a za dwa dni zacznie się nowy rok. dla mnie pierwszy rok trzeciej dekady mojego pięknego życia. ciekawe jaki będzie? wierzę, że dobry. i wcale nie dlatego, że politycy coś zrobią (albo nie zrobią). i nie dlatego, że bez kontroli przez granic kilka przejadę. ale dlatego, że wierzę, iż dużo zależy ode mnie, od mojej postawy i nastawienia. bo na polityków wpływu nie mam, na sytuację ogólnoświatową też raczej nie. ale mam wpływ na mój mały świat, w którym żyję. na moje otoczenie. i tutaj chcę być zachętą i wsparciem. chcę z radością i ekscytacją patrzeć w przyszłość i zarażać moje środowisko pozytywnym patrzeniem na życie. może nie jest ono łatwe, ale to ja decyduję, jak je przeżyję. mam zamiar dołożyć wszelkich starań, aby 2008 był dobrym rokiem. i tego życzę również wszystkim czytającym :)

piątek, 21 grudnia 2007

święta, święta, święta


jakoś dawno nic nie pisałam. ale nie jest to bynajmniej spowodowane gorączką przedświątecznych przygotowań. nie wiem czy to ja, czy może więcej osób tak ma, ale jakoś nie bardzo chce mi się na tę gorączkę zapadać. to znaczy chętnie pomyszkowałabym po sklepach w celu zakupienia jakichś ciekawych prezentów. ale ani nie mam możliwości czasowych, bo mój synek jakoś tak ciągle jest do mnie mocno przywiązany (średnio co dwie godziny wręcz przyssany), ani też finansowych. swoją drogą jest to pewien fenomen, że gdy przychodzi grudzień, to pomimo dodatkowych wpływów i tak jest krucho z kasą. bo oczywiście wszystko się nakłada - kończą się ubezpieczenia, pojawiają dodatkowe wydatki, itp. prawo murphy'ego, a może to znowu tylko u nas tak bywa?

dzisiaj w dzień dobry tvn zastanawiano się, jak nie dać się zwariować w tym przedświątecznym zamieszaniu. i tak sobie pomyślałam, że trochę wariactwa jest jak najbardziej na miejscu. pod warunkiem, że jest to ekscytacja pozytywna - np. przy kupowaniu prezentów, kiedy cieszymy się na myśl, jaką radość sprawimy bliskim, albo przy wspólnym malowaniu pierników. gorzej, gdy to wariactwo to stres, że nie wszystko się kupi, że nie zdąży się posprzątać (a nie lepiej sprzątać po świętach? przecież, jak tak rodzinka wparuje, to po chwili i tak śladu po porządkach nie ma!!!), że karpia będzie za mało.... to jest wariactwo niewskazane. takiego należy unikać. bo ono zabija prawdziwego ducha świąt, niszczy to, co jest ich sensem. ale takie pozytywne podekscytowanie jest dobre - wspólne pieczenie, ubieranie choinki - to nas jednoczy, pomaga okazać sobie miłość. kupowanie prezentów, albo ich robienie (chociaż teraz coraz rzadziej chyba się na to decydujemy) jest świetne - przez cały czas myślimy o innych i o tym, jak sprawić im radość - a przecież o to właśnie chodzi.

poniedziałek, 17 grudnia 2007

bożonarodzeniowe refleksje



a Grinch ze swoimi grinchowymi stopami w śniegu stał i główkował, jak to może być? przyszło bez kokardek. przyszło bez etykietek. przyszło bez paczek, pudełek czy torebek. i główkował, główkował, aż go główka rozbolała. wtedy Grinch pomyślał o czymś, co wcześniej nie przyszło mu do głowy. a co jeśli Boże Narodzenie, pomyślał, nie pochodzi ze sklepu. co jeśli Boże Narodzenie to być może coś więcej. ~ Dr. Seuss

czwartek, 13 grudnia 2007

...gdzie jest groszek...

czy reklamy kształtują rzeczywistość? nie wiem. może to rzeczywistość kształtuje reklamy. ale czasami ciekawie się ich słucha, bo jak już wcześniej kiedyś pisałam, czasami dziwny obraz życia malują. jedna reklama pyta, czy wyobrażamy sobie święta bez choinki, prezentów, telewizora (!) no i przedmiotu tejże reklamy - barszczu czerwonego. ja sobie wyobrażam, bo w mojej rodzinie w wigilię na stole królowała zawsze zupa grzybowa. także nie potrzebuję zbyt wiele tej wyobraźni. do mnie reklama nie trafia (chociaż osobiście wolę barszcz czerwony, ale co tradycja rodzinna, to tradycja). ale tak sobie pomyślałam, że smutne jest to, iż święta, jakie widać przez reklamy to jedynie prezenty, choinka, jedzenie i oczywiście telewizja. cóż - celem reklamy jest zachęta do sprzedaży produktu, więc nie ma się czemu dziwić. ale jak się tak rozejrzeć wokół, to czasami łatwo się zapędzić i wśród dźwięków dzwoneczków, rubasznego 'ho, ho, ho' i wykupywania karpia w tesco zapomnieć o prawdziwym znaczeniu tych świąt. dobrze, że w naszym kraju to ciągle są święta Bożego Narodzenia. podobno w Kanadzie nie jest politycznie poprawne składanie tradycyjnych życzeń: merry christmas, które jasno mówią jakie to święta. teraz się mówi: happy holidays. a przecież to ciągle są Święta Bożego Narodzenia. i świętujemy nie co innego, ale przyjście na świat Syna Bożego. przykro, że robienie pieniędzy na tych świętach jest w porządku, ale już publiczne życzenie wesołych świąt Bożego Narodzenia jest niemile widziane.... mam nadzieję, że u nas się tego nie doczekamy. ale chciałabym, żebyśmy potrafili się na chwilkę zatrzymać i pomyśleć o tym, co w te Święta naprawdę jest ważne... nawet jeśli nie ma groszku (bonduelle).

poniedziałek, 10 grudnia 2007

groźna nadzieja

wczoraj widziałam kawałek filmu 'skazani na shawshank', nigdy nie widziałam go w całości. ale spodobało mi się jedno stwierdzenie, które mówiło właśnie to tym, że nadzieja jest niebezpieczna. i chociaż akurat wypowiedziane przez tego bohatera miało wydźwięk negatywny, to jednak myślę, że jest to stwierdzenie prawdziwe. nadzieja jest niebezpieczna. nadzieja dodaje siły i determinacji, aby dążyć do realizacji marzeń. nadzieja w pewnym sensie uskrzydla. a chyba czasami nadzieja podtrzymuje przy życiu... ludzie, którzy nie mają nadziei, są pozbawieni bardzo ważnego elementu naszego istnienia. nadzieja naprawdę może być niebezpieczna, bo powoduje, że nie zgadzamy się na status quo. ona dodaje siły by coś zmienić, by działać. i nadzieja, to coś czego nikt nie może nam zabrać - tylko my sami możemy z niej zrezygnować. jak byłam dzieckiem, to często w odpowiedzi na zdanie: 'mam nadzieję', rzucaliśmy szybko: 'nadzieja matką głupców'. ale to nie prawda. może dlatego istnieją takie hasła, że nadzieja właśnie jest niebezpieczna? może w ten sposób próbuje się ludzi zniechęcić do nadziei? nie wiem. ale wiem na pewno, że życie bez nadziei, to życie smutne, a właściwie to jedynie egzystencja. nadzieja jest takim wiatrem wiejącym w żagle naszych marzeń. i oby nigdy nie nastała bezwietrzna cisza.

piątek, 7 grudnia 2007

cytat dnia

'łatwo mnie usatysfakcjonować tym, co najlepsze' Winston Churchill

czwartek, 6 grudnia 2007

shrek trzeci mądry

nadrabiamy właśnie zaległości w oglądaniu filmów, ponieważ odkąd jest bartek, to jakoś do kina nam nie po drodze. i dzisiaj obejrzeliśmy sobie 'shreka trzeciego'. muszę przyznać, że jak zawsze pierwsza część jest najlepsza, ale w tym wypadku i trzecia niczego sobie. a do tego z jakim mądrym przesłaniem! bardzo podobało mi się, jak shrek powiedział, że nie ważne, co ludzie o tobie mówią - najważniejsze jest to, kim jesteś we własnych oczach. i tak naprawdę jedyną osobą, która może ci przeszkodzić w staniu się 'kimś' jesteś ty sam! bardzo to ładne. i takie prawdziwe. jakie te bajki mądre bywają :)

wtorek, 4 grudnia 2007

niemy krzyk

dzisiaj będzie trochę smutno, refleksyjnie. ostatnio dowiedziałam się, że znajomy mojej przyjaciółki odebrał sobie życie. wpadł w kłopoty, które go przerosły i nie umiał sobie z nimi poradzić. straszne... ale jak powiedziała moja przyjaciółka - kiedy słyszymy, że coś takiego się dzieje, to stwierdzamy, że to okropne, ale przechodzimy nad tym do porządku dziennego. dopiero kiedy dzieje się to tuż obok, dotyka kogoś znajomego czy bliskiego, wówczas zaczynamy się nad tym zastanawiać. dlaczego coś takiego się stało? dlaczego nikt nie zauważył, że coś jest nie tak? dlaczego ktoś nie zareagował? tylko kim jest ten ktoś? powiedzenie "ach ta dzisiejsza młodzież" chyba nigdy się nie zestarzeje, a teraz dochodzi do tego jeszcze stwierdzenie, że ta 'dzisiejsza młodzież' to taka straszna jest. patrzymy na młodych ludzi i wydaje nam się, że oni to już są źli i zepsuci i nic nie można zrobić. ale czy na pewno? i czy ci, którzy wydają się tacy silni, naprawdę dają sobie radę z życiem? a może ich zachowanie, to wołanie o pomoc? pewnie nie każdy z nas ma możliwość zareagować, pomóc. ale nie skreślajmy każdego młodego człowieka, który stoi gdzieś przy trzepaku, klnie jak szewc, pije tanie wino... w każdym z nas jest pustka, której nic nie jest w stanie zapełnić, oprócz Tego, który nas zaprojektował. czasami takie zachowanie, które może nawet bulwersować, jest zwyczajną próbą znalezienia sensu, wypełnienia tej pustki. czasami jest to właśnie wołanie o pomoc. szkoda, że tak często strach sprawia, że boję się na to wołanie odpowiedzieć...

niedziela, 2 grudnia 2007

pokorni odziedziczą ziemię

to tytuł pewnej dobrej książki. ale nie o książce będzie, a o pokorze właśnie. dzisiaj w finale programu 'you can dance' jeden z jurorów powiedział coś bardzo fajnego, co mnie więcej brzmiało tak: 'po tej edycji nauczyłem się, że najważniejsza jest pokora. jeśli ktoś ma pokorę to ani porażka, ani sukces go nie zniszczą.' piękne! i wspaniale, że takie słowa padły nie gdzie indziej, a w telewizji. i do tego w tak popularnym programie. jest to dosyć wyjątkowe, bo chyba pokora to nie jest coś popularnego, a już na pewno nie w show business'ie (jak się pisze takie wyrazy odmienione po polsku???). i w taki oto ciekawy sposób prawda, którą już dawno przekazał nam dobry Bóg została powiedziana głośno i wobec milionów. powiem (a raczej napiszę) to jeszcze raz: piękne! :)