sobota, 18 grudnia 2010

wszyscy

kiedyś dawno temu, jak byłam w szkole podstawowej, w szarej ówczesnej rzeczywistości pojawiła się moda na bardzo jaskrawe różowe i zielone czapki i szaliki. wszyscy je mieli! no wszyscy! i ja oczywiście też bardzo takie chciałam. niestety (jak wtedy uważałam) moja babcia i moja mama robiły na drutach. zatem wydawanie pieniędzy na coś, co same mogły zrobić (a do tego duuużo ładniejsze) było bez sensu. tylko dla mnie to wcale nie był argument. wtedy ja chciałam mieć to, co mieli wszyscy. bo przecież wszyscy to noszą! zapewne nie był to jedyny przypadek, kiedy bardzo chciałam mieć to, co wszyscy, ale ten najlepiej pamiętam. i moja mamusia bardzo cierpliwie przekonywała mnie (za pewne za każdym razem), że wcale nie trzeba mieć tego, co wszyscy. że lepiej mieć coś wyjątkowego, innego, lepiej się wyróżniać, podkreślać swoją indywidualność. musiało się to często powtarzać, bo tak mocno mam to teraz zakorzenione, że robienie zakupów ze mną to koszmar - na pewno nie kupię tego, co mają wszyscy! a jeśli ktoś ma coś takiego, jak ja to na pewno przestanę to nosić :) ciekawe, czy to siła perswazji mojej mamy, czy też ilość tego typu rozmów tak na mnie wpłynęła :) ale cieszę się.
jako ludzie buntujemy się wobec ujednolicenia, ubrania wszystkich w mundurki, wstawienia w jeden szablon. nasi rodzice i dziadkowie walczyli z systemem, który próbował wszystkich zrównać i tępił wszelkie przejawy odmienności. a jednak określenie "przecież wszyscy tak robią/mówią/chodzą etc." jest najczęstszym argumentem, jakiego używamy w rozmowach na temat naszego życia, zachowań, zwyczajów, wartości. z jednej strony nie chcemy być zlani w jedną masę, z drugiej tak bardzo pragniemy wpasować się i być "jak wszyscy". jeśli wszyscy idą np. na bal sylwestrowy, to my też - bo wszyscy chodzą! ale jeśli na tym balu choćby jedna pani miała taką samą sukienkę... oj, to już nie bardzo. a co byłoby, gdyby wszyscy tak samo wyglądali? już by nam się nie podobało. i tak można się nieźle zapętlić, jeśli przy każdej okazji próbujemy się zastawiać stwierdzeniem "przecież wszyscy". wszyscy mogą nas zawieść i rozczarować. wszyscy wcale nie dadzą nam prawdziwego poczucia, że jesteśmy czegoś częścią. wszyscy wcale nie koniecznie nas zaakceptują. ostatnio ktoś napisał na twiterze, że ty i Bóg to wszyscy. i o ile w życiu potrzebujemy innych ludzi, to czasami w niektórych sprawach chyba dobrze jest ograniczyć tych wszystkich do tych właśnie dwóch osób. a najlepiej posłuchać, co On ma do powiedzenia.
zarówno dążenie do tego co wszyscy, jak i całkowity bunt przeciwko temu, co wszyscy nie doprowadzą nas nigdzie. jak we wszystkim, trzeba umieć znaleźć równowagę, a najlepiej odkryć ją u tego, który stworzył wszystko, a który jest Jedyny...

Brak komentarzy: