tak jakoś ten wczorajszy wpis mnie nastroił i przyszło mi jeszcze coś do głowy :) kiedy rodzi się małe dziecko, podstawowe "czynności" takiego brzdąca to jedzenie, spanie i.... robienie do pieluszki. często gęsto do tej pieluszki robi coś więcej niż siusiu :) i w związku z tym rodzice zajmują się głównie karmieniem, odbijaniem, usypianiem i przewijaniem. pieluszki są nieodzownym elementem krajobrazu domu z dzidziusiem. ale na szczęście maluch rośnie i w końcu następuje upragniony czas, kiedy już sam idzie do toalety. jeszcze przez jakiś czas trzeba mu pupę wycierać, ale jesteśmy na dobrej drodze do samodzielności. i taka mi się nasunęła analogia, kiedy rozpoczynamy swoje życie z Bogiem, na początku tej podróży to On często zmienia nam pieluchy, czyści nasze brudy, pomaga we wszystkim. ale rozwijamy się i powinniśmy dojść do momentu, kiedy przestajemy być duchowym niemowlakiem. nie możemy oczekiwać, że ciągle będziemy nosić pieluchy, a Bóg po nas posprząta. wszystko, co jest zdrowe, rozwija się i rośnie. osiąga dojrzałość. dokładnie tak samo jest w naszym życiu duchowym. Bóg zawsze jest przy nas i jest gotowy do pomocy, ale nie możemy cały czas chodzić w pieluchach i jeść papki. nie chciałabym, żeby moi synowie nosili pieluchy, kiedy będą już nastolatkami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz