zastanawiałam się ostatnio czym jest konstruktywna krytyka. zawsze mi się wydawało, ze jest ona wrazana przez osoby z doświadczeniem, mające wiele do powiedzenia na dany temat. ale przede wszystkim, ze ma sluzyc poprawie, zachęcie. ku mojemu zdziwieniu, wcale tak nie jest. a moze nie wszyscy tak samo myślą? moze niektórzy chcąc koniecznie zaistnieć próbują wyrazić swoją opinię tylko po to, zeby pokazać innym, ze się z nimi nie zgadzają? najbardziej śmieszy mnie fakt, ze za kazdym razem opakowane jest to w pozory tzw. "braterskiej miłości i szacunku". i właśnie w imię tej miłości mówi się innym, że wcale nie są tacy fajni, że to co robią też nie jest wcale takie fajne. gdzie tu konstruktywizm? hipokryzja jest czymś strasznym, ale ostatnio mam wrażenie, że jest jej coraz więcej. szkoda, że ci konstruktywni krytycy rzadko ujawniają się na tyle, żeby można z nimi polemizować. łatwiej jest "konstruktywnie krytykować" anonimowo, albo w takiej formie, żeby przypadkiem nikt nie próbował odpowiedzieć. tylko dlaczego? czyżby jakiś strach? brak pewności co do swojej opinii? ostatnio pewna mądra dziewczyna cytując Marszałka Piłsudskiego napisała: "racja jest jak dupa, każdy ma swoją". wybaczcie dosadność. bo przecież tak ważne są moje racje... ale opnia to jedno, a konstruktywna krytyka to coś zupełnie innego. nałatwiej jest ferować wyroki, oceniać i wyrażać opinie. tylko po co? Jezus mówił: "jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą" warto o tym pamiętać, bo "co siejemy, to będziemy zbierać". chętnie posłucham konstruktywnej krytyki. chętnie usiądę z kimś, kto pomoże mi stać się lepszym człowiekiem, poprawić to co robię. ale jeśli ktoś pragnie jedynie wyrzucić na mnie swoje śmieci - nie, dziękuję. w liście do koryntian paweł mówi, że miłość wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy. szkoda, że w imię tzw. miłości tak chętnie obrzucamy innych błotem....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz