środa, 27 stycznia 2010

ile można?

zastanawia mnie ile razy można niektórym powtarzać pewne rzeczy. im częściej rozglądam się wokoło, tym więcej widzę ludzi poranionych, zagubionych, nieszczęśliwych. i chciałoby się im pomóc, ale tak często nie potrafię. wiem, jestem w gorącej wodzie kąpana i czasami reaguję zbyt nerwowo. ale jak widzę, jak oni się marnują tkwiąc w miejscu zranienia i żalu to mnie coś trafia... na pewno nie łatwo jest zostawić przeszłość, ale potrzeba jednej najistotniejszej chyba w tym wypadku rzeczy - trzeba chcieć. to jest początek. a od czegoś trzeba zacząć. można cały czas koncentrować się na tym, co było. myśleć tylko o tym, co jest nie tak. ale czy to coś zmieni? czy to coś pomoże? chyba nie bardzo. czasami jedna decyzja może otworzyć drzwi do zupełnie nowego życia - bez żalu, rozgoryczenia, ale patrzącego w przyszłość z nadzieję, że będzie lepiej. tylko czy tego chcę? czy nie łatwiej jest tkwić w tym samym miejscu? może wygodniej jest żyć ciągle przeszłością. wszystko jest znajome, nawet jeśli boli, to przynajmniej wiem, co boli. a tak może pojawi się coś nowego, co zaboli... no właśnie. wygodniej nam tkwić w starym i znanym bólu i żalu, niż spróbować spojrzeć przed siebie i zaryzykować... szczęścia.

Brak komentarzy: