słyszałam ostatnio w radio dyskusję brytyjczyków na temat ich wojsk walczących w innych krajach. myślę, że tak jak i u nas w wielu miejscach ludzie ciągle się zastanawiają, czy ich armie powinny angażować się w konflikty zbrojne za granicami swojego kraju. nie chcę zabierać głosu w tej sprawie, bo nie jest ona ani łatwa, ani oczywista. w zasłyszanej dyskusji uderzyło mnie jedno stwierdzenie: 'dlaczego mamy umierać za innych? za ich prawo do lepszego życia?' wcale nie chcemy umierać za innych. wystarczająco trudno jest walczyć o siebie, dlaczego jeszcze zajmować się innymi? niesamowite jest, że chociaż w historii ludzkości wielu poświęciło się dla innych, dla większości z nich wzorem i przykładem do naśladowania był ten, który umarł za wszystkich i za każdego - Jezus Chrystus. poznanie Go i zrozumienie Jego postawy sprawia, że chcemy się do Niego upodabniać. stajemy się lepsi. nie sugeruję, że to przykład Jezusa powinien przyświecać armiom. nie o to chodzi. chodzi o każdego z nas i nasz stosunek do świata, w którym żyjemy. do ludzi, którzy nas otaczają. im więcej w naszym życiu Jezusa, tym łatwiej dostrzec drugiego człowieka. tym łatwiej zrezygnować z własnej wygody dla dobra innej osoby.
sobota, 21 lutego 2009
poniedziałek, 16 lutego 2009
obejrzałam sobie właśnie kawałek odcinka serialu, który kiedyś bardzo lubiłam - jag, wojskowe biuro śledcze. nie mam pojęcia o czym był, bo włączyłam na ostatnie 5 minut, ale spodobała mi się jedna kwestia: 'gdy Bog zamyka jedne drzwi, otwiera inne'. fajne :) muszę o tym częściej pamiętać. tak łatwo jest zapamiętać się w czymś, co nie wychodzi, nie idzie po naszej myśli, czy zwyczajnie się popsuło. ciekawe jest, że jako ludzie bardziej zwracamy uwagę na to, co negatywne. jeśli 100 osób powie nam, że świetnie coś zrobiliśmy, a jedna nas wyśmieje, to skoncentrujemy się na tej jednej negatywnej opinii i ona zepsuje nam wszystko, co udało nam się dokonać. jeśli coś idzie nie tak, to od razu się zniechęcamy i zaczynamy myśleć, że generalnie wszystko jest bez sensu i nic nam się i tak nie uda. nie potrafimy dostrzec drzwi nowych możliwości. wpatrujemy się tylko ciągle w te, które nam właśnie zatrzaśnięto przed nosem. a może te nowe drzwi prowadzą do czegoś lepszego, ciekawszego? pewnie, możemy się bać, że to, co kryją jest straszne. ale nie przekonamy się, dopóki nie sprawdzimy. a jeśli to Bóg je otwiera, to mogą jedynie poprowadzić nas do nowych lepszych możliwości. tylko żebyśmy potrafili się w końcu oderwać od tych zamkniętych.
czwartek, 12 lutego 2009
gadu-niegadu
dzisiaj mamy dostęp do bardzo wielu środków komunikacji. ludzie nie wyobrażają sobie życia bez telefonów komórkowych. internet i wszelkiej maści komunikatory to chleb powszedni młodzieży, choć nie tylko. listy pisane odręcznie odchodzą do lamusa, stają się sztuką i to zanikającą. a mimo to tak ciężko jest się nam porozumieć. im więcej sposobów komunikacji, tym trudniejszy kontakt z drugim człowiekiem i większa izolacja. to, co miało pomgać w porozumiewaniu się zaczyna stanowić sposób na odcięcie się od ludzi. bo niby wymieniamy wiadomości, piszemy smsy, ale w skrótach i 140 literowych tekstach tak łatwo jest się ukryć. nic nie zastąpi osobistego kontaktu, rozmowy, wymiany spojrzenia. boimy się pokazać swoje prawdziwe oblicze, ale i pragniemy bezwarunkowej akceptacji. uciekamy do techniki, by się chronić, a jednocześnie cierpimy z braku pokrewnej duszy, z którą można pogadać ale i pomilczeć twarzą w twarz.
chaos
ostatnio mam wrażenie, iż otacza mnie ciągły chaos. i nie potrafię sobie z tym poradzić. w chaosie i w hałasie ciężko jest się skupić, usłyszeć własne myśli. cisza jest potrzebna. mnie w tej chwili bardzo. gdy wokół jest zbyt duży hałas, gubię siebie. muszę się odnaleźć i potrzebuję do tego spokoju. tylko jak znaleźć ten spokój, kiedy nie bardzo jest możliwe wyciszenie otoczenia? spróbuję sobie na to odpowiedzieć. może się uda.
Subskrybuj:
Posty (Atom)