niedziela, 30 września 2007

słoneczniki


w tym roku postanowiliśmy się pobawić w prawdziwych ogrodników. posadziliśmy sobie pomidorki koktajlowe, które wspaniale obrodziły, oraz zasialiśmy słoneczniki. właściwie nie oczekiwaliśmy, że jakoś szczególnie nam urosną. ale ku naszemu zdumieniu słoneczniki również wyrosły. i to jakie! były gigantyczne. ciekawie było obserwować ich wzrost. zibi namiętnie je podlewał (jak i wszystko inne, co rośnie w naszym "ogromnym" ogrodzie) podczas, gdy na dworze panowały upały i deszczu było, jak na lekarstwo (wiem, wiem - ludzie z północy spytają "jakie upały?", cóż - u nas na południu lato było ładne tego roku :o). dzięki temu podlewaniu słoneczniki sobie rosły i stawały się coraz ładniejsze. w końcu jednak doczekaliśmy się deszczu. i wtedy się zaczęło... słoneczniki zaczęły rosnąć, jak głupie. dosłownie przez noc potrafiły urosnąć nawet 20 cm!!! i tak patrząc na te słoneczniki pomyślałam sobie - jednak oryginał, to oryginał. a my w życiu tak często szukamy substytutów, czegoś na zastępstwo, imitacji. dotyczy to różnych dziedzin naszego życia. to jest trochę jak podlewanie - niby woda, a jednak efekt dużo gorszy niż w przypadku deszczu... bo imitacja zawsze pozostanie imitacją. najbardziej przykre jest to, że człowiek stworzony na obraz Boga, próbuje wypełnić swoje wnętrze różnymi substytutami, podczas gdy tylko oryginał - Bóg - tak naprawdę może zapełnić pustkę w naszym sercu. te zastępcze rzeczy - kariera, rodzina, kasa, hobby.... - sprawiają wrażenie, że jest ok, ale to ciągle tylko podlewanie. prawdziwa pełnia może być osiągnięta tylko wtedy, gdy pozwolimy, aby spływał na nas deszcz, deszcz Boga.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Pieknie napisalas, taki proste a zarazem bardzo glebokie. Doglebnie mnie to poruszylo.