niedziela, 19 lipca 2020

przyjaciel potrzebny od zaraz

ostatnio w czasie rozmowy mój młodszy syn zapytał: "a czym się różni przyjaciel od kolegi?". na co jego starszy brat od razu odpowiedział: "przyjaciel to ktoś, na kim możesz polegać". lubimy mówić, że "dzisiaj to jest inaczej", bo dzisiaj to przyjaźń jest rzadkością, że kiedyś to było lepiej. ale czy zawsze tak jest naprawdę? dzisiaj mówi się, że internet sprawił, iż coś takiego jak przyjaźń trochę zaginęło, stało się rzadkością. że ludziom łatwiej o płytkie relacje, niezobowiązujące. ale przecież zawsze tak było, że łatwiej nam być w relacji, w której nie dajemy za dużo siebie. teraz może jest to trochę bardziej widoczne, bo przez fejsbuki i inne tego typu serwisy mamy wielu znajomych i pokazujemy im tylko to, co chcemy. ale o przyjaźń zawsze trzeba było zadbać, zatroszczyć się, czasem nawet zawalczyć. czy teraz jest trudniej? a może po prostu jest inaczej?
mnie nigdy nie przychodziła łatwo przyjaźń. kiedy już była, to starałam się o nią dbać i nad nią pracować. wiele razy się zawiodłam. wiele razy była tylko na chwilę, albo bardzo jednostronna. (można powiedzieć, czy to była przyjaźń? ale dla mnie jednak była). każdy z nas potrzebuje przyjaciół. nie każdy ma siłę o nich zawalczyć. każdy pragnie bliskości. nie każdy po tym, jak się zawiódł, czy został odrzucony, ma odwagę spróbować raz jeszcze. a jednak warto. czasami trzeba przerzucić wiele piasku zanim trafi się złoty samorodek. a kiedy się już go znajdzie, to trzeba się o niego zatroszczyć. ja wiem, że życie potrafi przytłoczyć. ale jeśli coś jest dla nas ważne, to zawsze znajdziemy na to czas. w przyjaźni jest piękne to, że nie potrzebuje codziennych spotkań, bo nawet po długim czasie zaczynam tam, gdzie ostatnio skończyliśmy. jeśli pomiędzy potrafimy o siebie się zatroszczyć. nie trzeba wiele - sms, czasem telefon, a czasem zwykły uśmiech z dwukropka i nawiasu wysłany jako sygnał - myślę o Tobie. bo przyjaciel to ktoś, na kim możesz polegać, że się odezwie. że to nie będzie jednostronne. 
dbajmy o naszych przyjaciół. to oni sprawiają, że życie smakuje lepiej. 

piątek, 3 lipca 2020

dlaczego tak lubimy płakać nad rozlanym mlekiem?

to chyba angielskie powiedzenie, przetłumaczone już trochę wrosło w nasz język. skoro mleko się rozlało, to nie ma sensu nad nim rozpaczać. trzeba posprzątać i iść dalej. a jednak... tak często na tym rozlanym mlekiem płaczemy! ileż to razy po jakiejś sytuacji przeżywam przez kilka dni i w głowie odgrywam wszystkie elementy po kilkanaście, kilkadziesiąt, a może i kilkaset razy? i wracam do tego, co powiedziałam, a czego nie powiedziałam i zastanawiam się, dlaczego tego nie zrobiłam, albo zrobiłam.... i żyję czymś, co minęło. nie wróci. po co zatem to przeżywanie? "bo przecież mogłam powiedzieć to", albo "mogłam tak zareagować". no mogłam. ale tego nie zrobiłam. sytuacja minęła. skończyło się. może będzie okazja kiedyś wrócić do rozmowy, nawiązać do tematu. tylko czy wtedy zrobię to, co teraz myślę, że powinnam? czy znowu będę płakać nad rozlanym mlekiem... 

środa, 27 maja 2020

suma wszystkich strachów

strach to ciekawe zjawisko. jest naturalny i jest reakcją najczęściej na to, co nieznane czy nierozumiane. podobno są tak zwane lęki rozwojowe - czyli związane z etapami naszego rozwoju. ale jak wiele różnych lęków to lęki nabyte? 
wydaje mi się, że strach jest mocno zaraźliwy. niewiele potrzeba, żeby go "złapać", a jak już nas dopadnie, to zaczyna się szybko rozwijać. i nagle to strach kontroluje wszystkimi moimi reakcjami i odruchami. dzisiaj szczególnie jest to widoczne w naszej codzienności. ale gdzie jest granica między paranoją i paniką a zdrowym rozsądkiem? jak wyważyć swoje reakcje? trudno, kiedy ciągle tak wiele jest niewiadomych - bo strach karmi się niewiedzą, tym co nieznane. potrzebna jest jakaś przeciwwaga, coś pewnego, trwałego, na czym można się oprzeć i co jest wiarygodne. bez tego pochłonie nas strach - strach o jutro, strach o byt, strach o zdrowie, strach o... a do czego doprowadzi nas suma wszystkich tych strachów?
potrzebujemy odczuwać strach, żeby móc właściwie zareagować. ale nie możemy pozwolić, żeby stał się dominującą siłą kierującą naszym życiem. a już na pewno nie powinniśmy przerzucać tego strachu na innych. 

środa, 20 maja 2020

diabeł tkwi w szczegółach

dokładnie. tylko czemu diabeł? wiem, że chodzi o to, aby zwracać uwagę na rzeczy drobne, bo mogą mieć kluczowe znaczenie i jak coś nie wyjdzie, to będziemy wkurzeni. albo, że rzeczy z pozoru oczywiste, wcale takie nie są i jak to wyjdzie, to znowu będziemy wkurzeni, że nie zauważyliśmy. ale dlaczego diabeł akurat? czepiam się, bo myślę, że za dużo mu przypisujemy - w wielu dziedzinach. ale to na inny wpis.
szczegóły są ważne. to drobiazgi tworzą naszą rzeczywistość, nasze życie. dzisiaj jest wszędzie tak wiele uogólnień, że zapominamy, iż to właśnie te niewielkie rzeczy, te niuanse, drobne sprawy, chwile, ulotne momenty składają się na to, jak wygląda nasza codzienność. chyba nikomu nie jest obce dążenie do tak zwanego szczęścia. piszę "tak zwanego", bo ile tych dążeń, tyle definicji szczęścia. najczęściej chodzi chyba o to, żeby wszystko szło po naszej myśli i ułożyło się zgodnie z naszymi oczekiwaniami. trudne. karmieni od małego historiami o zakończeniu "i żyli długo i szczęśliwie" pragniemy to osiągnąć, ale nie wiemy za bardzo jak. bo nikt nie napisał historii o tym, jak to "długo i szczęśliwie" naprawdę wygląda. a przecież szczęście kryje się właśnie w szczegółach. w uśmiechu dziecka, które może czasami (albo i często) wkurza, ale kiedy wyciąga ręce, żeby się przytulić, to sprawia, że i ja się uśmiecham. w tym, że mam łóżko, swoje własne, w którym mogę się położyć po najdłuższym i najtrudniejszym dniu. w krzewie, który zasadziłam, a który zakwitł. w wiadomości od kogoś, kto pyta, co u mnie - bo to znaczy, że o mnie myśli. w kolacji, którą można zjeść z przyjaciółmi dzieląc się wszystkim i próbując sobie z talerzy...
to szczegóły tworzą szczęście. nawet jeśli są sztormy, trudności, wyzwania. nie istnieje "długo i szczęśliwie". ale codziennie budzi się nowy dzień, z nowymi możliwościami i nowymi chwilami, które choć ulotne, mogą się złożyć na moje małe szczęście. tylko, czy potrafię je dostrzec i się nimi cieszyć? czy zostawię te szczegóły diabłu?

piątek, 15 maja 2020

jeszcze o słowach...

słowa potrafią namalować tak piękne obrazy. od zawsze lubiłam słowa. jako małe dziecko wypowiadałam ich (za)dużo, dzięki czemu dorobiłam się przezwiska "mecenaska". tak określał mnie jeden z wujków twierdząc, że będąc taką gadułą powinnam zostać prawnikiem. nie zostałam. ale słowa lubię nadal, choć chyba mniej ich teraz wypowiadam. chciałam napisać kilka zdań na temat dzisiejszego sadzenia roślin i właśnie myśl o tym skłoniła mnie do refleksji. aby oddać sprawiedliwość temu, co robiłam i gdzie się to działo, musiałabym napisać: "posadziłam dzisiaj trzy kwiatki i krzaczek w ogródku". ale brzmi to tak prozaicznie.... tak zwyczajnie. chociaż pokazuje prawdę - sadziłam małe kwiatki i mały krzaczek w moim bardzo małym ogródku. jednak gdybym skorzystała z tego, co oferują mi słowa, mogłabym napisać coś takiego: "dziś rano postanowiłam upiększyć ogród. w donicach niedawno ustawionych w południowym narożniku posadziłam trzy piękne kwiaty, a tuż przy ogrodzeniu, na przeciwko okna salonu zasadziłam przepyszny krzak różanecznika." niby to samo, a jednak... 
słowa mogą upiększać naszą rzeczywistość. mogą. jeśli im na to pozwolimy i będziemy ich do tego używać. 
jak ważne jest to, co mówimy do innych. w mocy naszych słów jest śmierć i życie. możemy kogoś zabić słowami, stłamsić, zniszczyć. albo możemy dodać mu skrzydeł, natchnąć nadzieją, zainspirować do działania. 
upiększajmy nasz świat słowami. budujmy ludzi, z którymi rozmawiamy. czasami tak niewiele potrzeba. za dużo wokół słów, które niszczą. 

czwartek, 7 maja 2020

siła słowa

kiedy byłam mała moja mama często powtarzała mi różne "powiedzonka" - zwykle w sytuacji, gdy coś zbroiłam, coś poszło nie tak, coś chlapnęłam... i tak słyszałam: "w głuchych strzelają", "myśli-ciele", "co wolno wojewodzie to nie tobie..." i obecnie moje ulubione "myślenie ma przyszłość". kiedy je słyszałam jako dziecko, na początku nie do końca rozumiałam. dzisiaj sama powtarzam moim synom, że "myślenie ma przyszłość". 
słowa mają moc. powtarzane wystarczająco często nie tylko zapadają nam w pamięć, ale kształtują naszą perspektywę, przekonania. słowa ilustrują nasze myśli. gorzej jeśli są tylko powtarzane za innymi bez żadnej refleksji, bo ciągle mają moc kształtowania naszego życia. dzisiaj bombarduje nas tak wiele informacji (prawdziwych i wyssanych z palca), że brakuje czasu na zastanowienie. i powtarzamy, powtarzamy, powielamy... bezmyślnie, bez zastanowienia.
jeden z moich ulubionych cytatów pochodzi z filmu "Żelazna Dama" opowiadającego o Margaret Tatcher. brzmi on następująco:
uważaj na swoje myśli, bo one stają się słowami
uważaj na swoje słowa, bo one stają się czynami
uważaj na swoje czyny, bo one stają się nawykami
uważaj na swoje nawyki, bo one stają się twoim charakterem
uważaj na swój charakter, bo on staje się twoim przeznaczeniem.\
stajemy się naszymi myślami

dlatego tak ważne jest to, czego słuchamy - bo to kształtuje nasze myśli. ważne jest, by nie powtarzać bezmyślnie wszystkiego, co słyszymy - bo zgodnie z tym cytatem, wkrótce stanie się to naszą rzeczywistością. ważne by się zatrzymać i zastanowić. przemyśleć. pozwolić sobie na wątpliwość. poszukać innego punktu widzenia. 

dzisiaj rozumiem, co chciała mi przekazać mama. niektóre teksty żartobliwe, inne bardziej na serio, a jednak kształtowały mnie i wpływały na moje postrzeganie świata. dzisiaj mówi się dużo i mówi się wszędzie. muszę się zatrzymywać i wyciszać, żeby nie zacząć powtarzać wszystkiego bez zastanowienia. muszę wybierać, czego słucham. muszę dać sobie czas na przemyślenia, zastanowienie, żeby słowa, które wypowiem budowały, a nie niszczyły. 

środa, 6 maja 2020

no to chyba reaktywacja

macie tak czasami, że coś w Was siedzi i nie daje Wam spokoju? musicie coś z tym zrobić - porozmawiać z kimś, opowiedzieć to komuś, albo właśnie napisać? mnie ostatnio tak właśnie się zrobiło. musiałam dać upust myślom, które kotłowały się w mojej głowie. jakoś je uporządkować, trochę "uczesać", a trochę odebrać im moc. stąd mój wczorajszy wpis. ale jak to czasem bywa, jedna rzecz prowadzi do drugiej i chyba otworzyłam drzwi do czegoś, co myślałam, że już jest rozdziałem zamkniętym. może jednak czas na kolejny? zobaczymy...
może to pisanie trochę pomoże mi się wyciszyć. a jeśli przy okazji kogoś zachęci, skłoni do refleksji - to jeszcze lepiej.
ostatnio przy okazji robienia tego, co zawsze było mi obce i od czego uciekałam (czyli gadanie do kamery, co dzisiaj dotyczy chyba każdego z nas w jakimś stopniu), rozmawiałam z pewną wspaniałą kobietą o tym, jaką super moc chciałabym mieć, gdyby to było możliwe. kuszące było powiedzieć, że teleportacja czy możliwość bycia w dwóch miejscach na raz. jednak po chwili stwierdziłam, że chciałabym mieć taką moc, dzięki której kiedy bym mówiła, to inni by mnie rozumieli :) dzisiaj przeglądając moje stare zapiski znalazłam pewien cytat, który sprawił, że chyba powinnam zweryfikować i tę moc:

Charles Spurgeon powiedział "nie wystarczy mówić tak prosto, żeby być zrozumianym, trzeba tak mówić, aby nie zostać źle zrozumianym"

sztuka to wielka i godna by do niej aspirować. w kontekście blogu można sparafrazować - trzeba tak pisać, aby nie zostać źle zrozumianym". czy się uda? nie wiem. ale spróbuję :)

wtorek, 5 maja 2020

tak sobie myślę...

...skoro ten wirus ma z nami zostać już na dobre, to czy to znaczy, że już zawsze będziemy nosić maski? czy jeśli ktoś z różnych przyczyn obawia się wyjść z domu, już zawsze pozostanie w korona-areszcie? czy jeśli kichnę, bo mam uczulenie, albo się zakrztuszę, to już zawsze przechodzący obok będą obrzucać mnie zgorszonym spojrzeniem?
tak sobie siedzę i tak sobie myślę... i nie wiem... i nie chcę, żeby lęk dyktował mi warunki życia. i nie chcę słuchać "ekspertów", którzy choć reprezentują tę samą dziedzinę przedstawiają skrajnie przeciwne punkty widzenia.
i znowu okazuje się, że brak czegoś pewnego, brak informacji, brak prawdy - tak, prawdy - zaczyna chwiać naszym istnieniem. prawda daje wolność. i jest fundament, na którym można budować swoje życie tak, żeby strach nie dyktował nam warunków. i prawda nie jest względna. nie jest też uzależniona od tego, jak dzisiaj się czuję. prawda to Jezus i tylko w nim odnajduję spokój i poczucie bezpieczeństwa. i chociaż nadal nie wiem jak będzie wyglądać moje jutro, to w Nim łatwiej patrzeć w przyszłość.