środa, 30 grudnia 2009

2009...2010

rok się kończy. nic wielkiego, bo co roku tak się dzieje. a jednak dla większości jest to szczególny czas. mamy nadzieję, że nowy przyniesie coś innego - lepszego. zaczynamy odliczanie od początku, a zatem wszystko można rozpocząć na nowo. podsumowujemy stary rok, obiecujemy (sobie i innym) zmiany i poprawę w nowym roku.
mój stary rok był bardzo bogaty w zmiany. to, gdzie jestem teraz jest najlepszym miejscem w jakim mogłabym się znaleźć. wydarzyło się bardzo wiele i chyba nigdy nie przypuszczałam, że właśnie tak będzie wyglądało moje życie pod koniec pierwszej dekady tego tysiąclecia. czy było łatwo? nie zawsze. czy było warto? jak najbardziej. chociaż to wiem, ciągle zaskakuje mnie niesamowitość Boga i Jego potęga, miłość i łaska. kończę ten rok z radością, że spędziłam go z Nim i przeżyłam dla Niego.
a czego oczekuję w nowym roku? oczekuję więcej - więcej Boga, więcej przygód, więcej niesamowitych zmian i cudów. dlaczego? bo "czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, w serce człowieka nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy Go miłują." (1 Kor. 2:9) i dlatego, że Bóg "może uczynić znacznie więcej niż to, o co prosimy czy pojmujemy"
chciałabym życzyć wszystkim tym, którzy tu czasem zaglądają, aby w tym nowym roku poznali Boga takim, jakim On jest naprawdę. aby zaryzykowali i spróbowali otworzyć się na Jego miłość i łaskę. tak łatwo ulec stereotypom, utrwalonym od wieków obrazom Stwórcy. ale nowy rok jest nowym początkiem, niech stanie się też nowym początkiem w Waszej podróży do poznania tego, który kocha i zna każdego z nas tak, jak nikt inny. a piękno tej podróży polega na tym, że trwa tak długo, jak długo tu jesteśmy, a za każdym zakrętem odkrywamy więcej i więcej jedynego, prawdziwego i wszechmocnoego Boga.

czwartek, 10 grudnia 2009

czy byliśmy grzeczni?

odkąd pamiętam takie pytanie towarzyszyło zbliżającym się mikołajkom czy świętom. jeśli było się grzecznym, to można było liczyć na prezenty. a jeśli nie bardzo, to czekała rózga, albo i brak prezentów. czasami mikołaj przynosił prezent, ale i rózgę - tak profilaktycznie, coby delikwent wiedział, że za rok może nie być już tak różowo. w sumie nic złego. dla dzieciaków motywacja, by się starać, dla rodziców szansa na małą manipulację, żeby dzieciaki się słuchały. szkoda tylko, że w ten sam sposób patrzymy na Boga i Jego dar dla nas. chociaż świętujemy przyjście na świat Jezusa, bożego daru dla ludzkości, to tak jak w przypadku mikołaja, często myślimy, że musimy na Niego zasłużyć. a że ciężko sprostać boskości, jakoś wydaje nam się ciągle, że nie jesteśmy godni. i owszem, nie jesteśmy godni. dlatego właśnie przyszedł Jezus. On umarł za grzech, żebyśmy mogli w Nim zostać usprawiedliwieni. dał nam zbawienie i życie wieczne z Bogiem i nie jesteśmy w stanie na to zasłużyć, ani zapracować. to jest łaska. a jednak próbujemy. wolimy działać po ludzku - no przecież tak jest sprawiedliwie. jesteś dobry, Bóg cię kocha. jesteś zły, Bóg się gniewa. tylko, że On umarł niesprawiedliwie. a jednak to zrobił. i teraz dzięki cudownej bożej łasce nie musimy się starać zapracować na Bożą akceptację. jedyne czego potrzebujemy, to przyjąć ten piękny dar i żyć w miłości i wdzięczności za Niego.
chociaż śmiejemy się z tej rózgi, to wszystko co dajemy naszemu synowi wypływa z naszej miłości do niego. on wcale nie musi zapracować na nią. pewnie, wychowujemy go i pewne postawy nagradzamy, o innych uczymy, że są niewłaściwe. ale kochamy go w całości - nie oczekujemy, że będzie musiał zasłużyć na naszą miłość. i dajemy mu prezenty właśnie z miłości do niego, a nie dlatego, że na nie zasługuje.
czasami najprostsze rzeczy najtrudniej przyjąć. wydaje się łatwiejsze życie według ludzkiej sprawiedliwości, ludzkich zasad. te Boże są dużo lepsze, jeśli ich nie wypaczamy. Jezus umierał na krzyżu za mnie, chociaż mnie jeszcze nie było na świecie. próba zasłużenia na dar zbawienia jest całkowicie bezsensowna. On już wtedy wiedział, że nie dam rady temu zadość uczynić. a jednak to zrobił. bo mnie kocha

sobota, 5 grudnia 2009

mikołaju, mikołaju, coż ty nam przyniesiesz?

wczoraj do krakowa przyleciał prawdziwy mikołaj z laponii. został przywitany przez 100 krakowskich mikołajów i prezydenta miasta. ponieważ bartek codziennie teraz czeka na mikołaja, poszliśmy z nim zobaczyć tego prawdziwego. trochę się go wystraszył... ale za to później w centrum handlowym spotkał kolejnego i do tego się szybciej przekonał, bo siedział przed piernikowymi domkami w otoczeniu sztucznego śniegu - śnieg był argumentem, który przekonywał na tak. mamy ogromną frajdę z oglądania, jak bartek ekscytuje się prezentami, jak odkrywa przyjemność w otrzymywaniu i niespodziankach. co prawda niektórzy pewnie powiedzą, że oszukujemy dziecko, ale cóż - to już nasza sprawa :) natomiast cała komercyjna strona mikołajów spowodowała, że zaczęłam się zastanawiać na tym wszystkim, co towarzyszy zbliżaniu się świąt i samym świętom. w naszej tradycji mikołaj przychodzi 6 grudnia, a w wigilię prezenty przynoszą - w zależności od regionu Polski - aniołki, dzieciątko, albo gwiazdka. jednak na skutek globalizacji mikołaj działa cały grudzień. jak już się obsprawi z prezentami mikołajkowymi, to przygotowuje się do wigilii. filmy mówią nam o tym, że jak mikołaj ma jakieś kłopoty, to święta są zagrożone! ratowanie mikołaja jest równoznaczne z ratowaniem świąt. rozmawialiśmy ostatnio z naszym angielskim przyjacielem i próbowaliśmy wytłumaczyć mu nasze tradycje. że mikołaj przychodzi 6 grudnia, bo jest to jego dzień na pamiątkę biskupa, który był człowiekiem bardzo hojnym i obdarowywał ludzi, pomagał biednym. że w wigilię dajemy sobie prezenty jako pamiątkę największego daru, jaki otrzymała ludzkość - Jezusa, który przyszedł na ziemię pod postacią człowieka, aby nas zbawić i dać nam życie wieczne. i z tej perspektywy wszystko wygląda troche inaczej, ma jakiś głębszy sens. tylko czy w natłoku reklam, bilbordów, bajek i filmów potrafimy dostrzec prawdziwy sens przygotowań do świąt i dawania prezentów? bartek pewnie kiedyś odkryje, że mikołaj nie jest prawdziwy, nawet ten z laponii (który podobno ma żonę polkę!), ale pomożemy mu też zrozumieć powód, dla którego świętujemy i myślę, że nie będzie rozczarowany. prawda pomaga zobaczyć wszystko inaczej, tak jak jest. prawda wyzwala :)