piątek, 21 sierpnia 2009

life could be dream...

nie, nie mam zamiaru przerzucić się na język angielski. to słowa z piosenki z jednej z ulubionych bajek bartka. ponieważ postanowił do niej powrócić, miałam okazję po raz kolejny ją usłyszeć. słowa te znaczą - życie mogłoby być snem/marzeniem. i tak mnie natchnęło :) większość z nas marzy o innym życiu, a zmianie swojego życia, o osiągnięciu czegoś. myślimy sobie, co by było gdyby.... i czasami w tym miejscu zostajemy. zaczynamy ciągle myśleć, jak cudownie byłoby, gdyby życie wyglądało tak, jak nasze marzenia. i zamiast te marzenia realizować, stajemy się zgorzkniali i rozczarowani, że rzeczywistość tak bardzo odbiega od naszych snów. można żyć marzeniami - nie robiąc nic, by je osiągnąć. a można też przeżywać marzenia. to drugie wiąże się z ryzykiem, może oznaczać niepowodzenia, frustrację i rozczarowania. ale prowadzi do spełnienia i osiągania tego, co nieosiągalne. marzenia powinny nas motywować do działania, pomagać iść przed siebie i zdobywać góry. jeśli pozwolimy, aby stały się pretekstem do narzekania, przestaniemy być marzycielami.
a zatem marzmy i niech to będą wielkie marzenia. i starajmy się dążyć do ich realizacji, żebyśmy nie stali się zrzędliwymi marudami rozgoryczonymi życiem.

2 komentarze:

Unknown pisze...

ooo tak :) Madzia jak zwykle mądrze mówi/pisze. buziaki

Marla pisze...

Hej :)
Masz rację, Bóg wkłada marzenia do naszych serc, jeśli nie zaczniemy ich realizować zgorzkniejemy.
Niepotrzebnie dołączymy do rzeszy narzekających-na-wszystko-co-się-da i nie wypełnimy tego, co nazywamy planem A.
Piszesz, Madziu, o spełnianiu własnych marzeń i to wlewa miód do mojego serca, dzięki :)

P.S. Pozdrowienia jeszcze z Częstochowy, ale już niedługo :)