środa, 31 grudnia 2008
życzenia
siedzę sobie właśnie przed komputerem, za oknem piękne słońce i około 15 stopni. miła odmiana. za 25 minut wszyscy znajomi będą świętować nowy rok. my za kilka godzin. czas płynie swoim rytmem. zawsze tak samo, bez względu na to, co chcielibyśmy z tym zrobić - on i tak robi swoje. nie jesteśmy w stanie uciec przed jego upływem. nawet zmieniając strefy czasowe. zatem cieszmy się tym, co jest nam dane. dostrzegajmy uroki chwil, przemijające momenty. zachwycajmy się przyrodą i drobnymi rzeczami, które w pędzie życia tak łatwo nam umykają. zauważajmy siebie nawzajem, okazujmy sobie więcej zrozumienia i ciepła. tego życzę nam wszystkim w nowym roku...
poniedziałek, 22 grudnia 2008
przeprowadzki
to niesamowite ile człowiek gromadzi w życiu różnych rzeczy - czasami całkiem niepotrzebnych. jesteśmy właśnie w trakcie wyprowadzki i przy okazji pakowania robimy porządki wśród naszych nagromadzonych 'skarbów'. okazuje się, że większość z nich jest zupełnie niepotrzebna, a niektóre to zwyczajne śmieci. są też takie, które w pewnym sensie są częścią nas - to pamiątki rodzinne, zdjęcia, drobiazgi, które w domu tworzą atmosferę i dają pełnię. bez nich wnętrze wygląda pusto i już nie jak 'nasz dom'. chyba trochę podobnie jest w życiu. przez lata gromadzimy cały bagaż przeżyć, kontaktów, znajomości i przyjaźni. nabieramy nawyków, przejmujemy zwyczaje i tradycje. wiele z tego jest dobre. kształtuje nas, czyni takimi, jakimi jesteśmy. ale jest też zbędny bagaż - śmieci, które nie tylko niepotrzebnie nas obciążają, ale mogą również nas osłabiać, męczyć, czasami niszczyć. może warto w życiu też zorganizować takie 'pakowanie'? nowy rok dla wielu jest pretekstem do podejmowania nowych zobowiązań, składania obietnic. zamiast tego może spróbować takiej wewnętrznej przeprowadzki - do nowego roku. przejrzeć wszystko, co nagromadziliśmy w swojej duszy i umyśle. wyrzucić śmieci, pozbyć się obciążającego nas bagażu przeszłości, niewłaściwych relacji. i wprowadzić się do nowego roku lżejszymi i dzięki temu szczęśliwszymi. czy tak się da? warto spróbować
wtorek, 16 grudnia 2008
nadchodzi przygoda
bardzo lubię filmy przygodowe, o poszukiwaczach skarbów, odkrywcach różnych tajemnic. wczoraj oglądaliśmy 'skarb narodów', już co prawda po raz kolejny, ale i tak przyjemnie się oglądało. ciekawa sprawa z takimi poszukiwaczami czy odkrywcami. mają cechę, która musi im pomagać w osiąganiu marzeń. ta cecha to gotowość próbowania czegoś nowego. w 'skarbie narodów' jest taka scena na końcu, w której odkrywają wreszcie skarb. wchodzą do sali, w której zgromadzone są różne bardzo cenne rzeczy. oświetlają to wszystko światłem pochodni, a zatem widok jest ograniczony. i nicolas cage podchodzi do kamiennego murku, w którym wydrążona jest niecka wypełniona płynem. sprawdza co to za płyn i możemy się domyślić, iż stwierdza, że jest to coś, co się pali, bo natychmiast zanurza w owym płynie pochodnię. znalazł włącznik światła! płyn wypełniał takie niecki na dużym obszarze i zapalony natychmiast rozświetlił potężną salę wypełnioną niezmierzonymi skarbami. i właśnie w momencie, gdy zanurzał tę pochodnię pomyślałam sobie, że poszukiwacz przygód nie ma oporu przed takim czymś. bo od razu myśli, że może to zaprowadzi go dalej. pomoże odkryć coś nowego, pomoże znaleźć się bliżej celu. ktoś inny zastanawiałby się, czy to nie wybuchnie, czy to nie spowoduje jakiejś katastrofy. poszukiwacz przygód jest gotowy stawić czoła nowemu wyzwaniu, byle tylko posunąć się o krok do przodu. bycie zachowawczym na pewno sprawia, że jest bezpiecznie (w pewnym sensie - na wiele spraw i tak nie mamy wpływu). ale to trochę tak, jak pływanie w kałuży - jest woda, utopić się ciężko, ale jaka z tego satysfakcja? życie też może być przygodą i wcale nie trzeba od razu szukać skarbów templariuszy (choć pomysł bardzo kuszący). wystarczy dać sobie szansę i czasami zaryzykować. nie bać się każdego nowego kroku, nowej rzeczy. nowe wyzwania niosą ze sobą nowe problemy, ale rozciągają nas i pomagają zbliżyć się do osiągnięcia pełnego potencjału jaki drzemie w każdym z nas. bo prawdą jest również to, że nie wszystko to, co daje nam poczucie bezpieczeństwa faktycznie jest bezpieczne. wydaje się nam, że nasza praca, dom czy mieszkanie, miejsce w którym żyjemy zapewnia nam stabilizację i czujemy się w tym bezpiecznie. zmiana jednej z tych stałych przeraża i powoduje zlot najgorszych myśli w naszej głowie. ale to wszystko kwestia perspektywy. czasami życie samo stawia nas w sytuacji, w której zostajemy pozbawieni tego, co dawało nam poczucie bezpieczeństwa. i wtedy musimy się jakoś z tym zmierzyć. rozbudzając w sobie poszukiwacza przygód możemy łatwiej znieść takie trudności, a nawet odnaleźć w nich pozytywne strony. bo nie wiemy, czy gdy zanurzymy pochodnię to przed nami nie wyłoni się sala wypełniona skarbami? po co oczekiwać tragedii? lepiej szukać skarbów :)
sobota, 13 grudnia 2008
pakowanie
zbliżają się święta i większość ludzi zaczyna ogarniać przedświąteczna gorączka. i chyba jest to normalne :) chociaż jak wczoraj pokazała jedna reklama - święta cieszą tylko w rodzinie. smutne, że tak wiele osób wcale nie lubi świąt, bo dla nich kojarzą się z samotnością. przypominają o tym, że ich życie nie do końca jest takie, jak być powinno...
a u nas też nie ma przedświątecznej gorączki. za to jest pakowanie. nie będziemy w tym roku mieli choinki, ani dekoracji świątecznych. są pudełka, ale to nie prezenty, tylko nasze książki, talerze... zaczynam się zastanawiać, czy to będzie nasza rodzinna tradycja? bo to już drugi raz wyprowadzamy się na święta! ale to co jest najważniejsze, to fakt że mamy siebie. i chociaż nie będzie choinki, a dom nie będzie pachniał jabłkami i cynamonem, to święta będą wspaniałe. bo będziemy razem. dziękuję Bogu, że dla mnie święta zawsze były i są szczególne, piękne i rodzinne. gdyby jeszcze spadł śnieg...
post nieco dziwny
chciaż sprawa dotyczy krajów bardzo od nas odległych i tak postanowiłam to tutaj zamieścić, bo internet to rzecz fascynująca i nigdy nie wiadomo, kto i gdzie trafi na ten wpis.
nasi przyjaciele z australii poszukują pewnej kobiety, aby poinformować ją, że jej dzieci - blźniacy - mają się dobrze i są w kochającej rodzinie. oto link do blga, który o tym informuje:
może się uda :)
sobota, 6 grudnia 2008
grudniowe refleksje
grudzień jest ciekawym miesiącem. najpierw barbórka, potem mikołaj, święta, sylwester. a w międzyczasie mnóstwo imienin lub urodzin krewnych i znajomych. przynajmniej tak jest u mnie. ale zaczyna się, jak każdy miesiąc dniem pierwszym. i właśnie pierwszego grudnia były urodziny mojej mamusi. niestety nie możemy ich razem obchodzić, bo nie ma jej wśród nas już prawie od ośmiu lat. ostatnio to właśnie skłoniło mnie to pewnej refleksji. przypomniały mi się wszystkie sytuacje związane z jej odejściem. pojawił się smutek, ale nie ma żalu.... zastanawiałam się dlaczego? kiedy spotyka nas tragedia, szczególnie kiedy tracimy kogoś bardzo bliskiego i kochanego, żal jest uczuciem bardzo naturalnym. niejednokrotnie połączonym z pretensjami do Pana Boga. z czasem ból i smutek trochę maleją, ale żal często pozostaje. jesteśmy obrażeni, że Bóg pozwolił na taką tragedię. rzucamy Mu w twarz: 'jak taki dobry Bóg mógł pozwolić na takie coś'. i idziemy przez życie ciągle źli na Stwórcę obwiniając Go za nasze nieszczęście. myślę, że Wielki Bóg w swojej niezmierzonej miłości i wiedzy rozumie to doskonale i wcale się temu nie dziwi. tylko chyba przykro Mu, że nie potrafimy zobaczyć tej sytuacji trochę inaczej. kiedy zmarła moja mamusia nie rozumiałam dlaczego tak się stało. było to nagłe, niespodziewane. wszyscy byliśmy zaskoczeni. ale w całej tej sytuacji wiedziałam, że nie chcę ani sekundy przeżyć bez Boga, bo wtedy na pewno nie dam sobie rady. pytałam Go dlaczego jej nie pomógł. i nadal tego nie wiem. ale wiem, że pomógł mnie - dał mi siłę, by żyć dalej, by wspierać tatę i babcię. łatwo jest obrazić się na Boga i obwinić Go za wszystko. tylko odwracając się od Niego zostajemy sami na placu boju. a ja wiem, że nie chcę przeżyć ani chwili bez Jego obecności. żyjemy w świecie będącym konsekwencją grzechu i musimy mieć tego świadomość. ale to od nas zależy, czy będziemy przedzierać się przez trudności życia codziennego i sytuacje, jakie nas spotykają, sami obrażeni na Boga, czy pozwolimy Mu iść obok nas dając nam odwagę i siłę na każdy dzień.
obserwujący
chciałam sprawdzić ile osób śledzi mojego bloga i po odkryciu stosownej aplikacji pomagającej w tym właśnie, natychmiast ją sobie zainstalowałam. okazuje się jednak, że jedyną osobą obserwującą moje pisanie jest.... mój mąż! to się nazywa wsparcie!!!
czwartek, 4 grudnia 2008
ścągnięte
przeczytałam dzisiaj na blogu, którego jestem wierną fanką, coś co bardzo mi się spodobało. postanowiłam to przytoczyć.
pewien rabin napisał, że nigdy nie wychodził z domu bez specjalnych kartek umieszczonych w obu kieszeniach spodni. w jednej kieszeni na kartce było napisane: "jestem tylko prochem". w drugiej kieszeni napis na kartce mówił: "ale dla mnie to wszystko zostało stworzone".
genialne
środa, 3 grudnia 2008
jak sobie pościelesz...
przysłowia chyba troszkę wyszły z użycia. a jednak czasami warto je sobie przypomnieć. jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. co to znaczy? to znaczy, że sami często determinujemy to, jak wygląda nasze życie. na pewno nie mamy wpływu na okoliczności, w jakich funkcjonujemy. ale swoimi decyzjami, a także swoim spojrzeniem na życie sprawiamy, że żyje nam się lepiej albo gorzej. nawet lekarze stwierdzają, że pacjenci, którzy wierzą w wyzdrowienie, mają większe szanse na powrót do zdrowia. ci, którzy się poddają i rezygnują, zwykle szybciej podupadają na zdrowiu i rzadko zdrowieją.
różne sytuacje życiowe, zranienia, zawody, rozczarowania powodują, że przestajemy oczekiwać czegoś dobrego. wydaje nam się, że jeśli z góry założymy wersję pesymistyczną, wówczas nie będziemy mieli okazji się zawieść, rozczarować. i powoli zaczynamy przez takie okulary patrzeć na całe swoje życie. nie oczekujemy, że nam się poszczęści i dostaniemy podwyżkę, nie wierzymy, że uda nam się coś osiągnąć. i właściwie w ten sposób od razu stawiamy się na pozycji przegranej. nie chcę tutaj stwierdzić, że swoją wiarą, bądź niewiarą jesteśmy w stanie zmusić szefa do przyznania nam podwyżki. ale coś w tym jest. jeśli w swojej głowie zakładasz, że i tak się nie uda - raczej na pewno się nie uda. jeśli w swoich myślach przegrałeś - to przegrałeś. pozytywne nastawienie i oczekiwanie dobrych rezultatów sprawia, że zwiększamy swoje szanse na osiągnięcie sukcesu. strach przed rozczarowaniem i bólem powoduje, że wolimy zadowolić się czymś gorszym, porażką. wydaje nam się, że w ten sposób chronimy siebie. tylko, że w ten sposób okradamy się z wielu wspaniałych przeżyć. kiedy idziemy do restauracji i zamawiamy jakąś potrawę to z reguły dostajemy to, co zamówimy (chyba, że restauracja jakaś nie teges). i jeśli zamówimy coś najmniejszego, najtańszego i najmniej smacznego - nie dostaniemy propozycji szefa kuchni za najwyższą cenę. i chociaż w życiu nie możemy "zamówić" sobie wszystkiego, to jednak nasza postawa ma ogromne znaczenie. nie oczekując nic dobrego, nie możemy się spodziewać, że coś dobrego nam się przytrafi. może czas zacząć bardziej optymistycznie patrzeć na życie i oczekiwać również tych dobrych rzeczy?
Subskrybuj:
Posty (Atom)