piątek, 29 sierpnia 2008

forma dla treści

ciekawe jest to, że czasami to samo smakuje inaczej w zależności od tego, jak zostaje podane. na przykład żółty ser inaczej smakuje w cieniutkich plasterkach, inaczej w kawałkach, a jeszcze inaczej kiedy jest starty. tak samo herbata - ma inny smak w szklance, inny w kubku, a podana w eleganckiej cieniutkiej filiżance nabiera jeszcze innego smaku. nie wiem jak jest z kawą, bo nie piję. ale w przypadku herbaty tak właśnie jest (no chyba, że to tylko mnie się tak wydaje). niby ten sam płyn, a jednak czuć różnicę. u mnie w domu herbatę pija się w kubkach. ale kiedyś kupiliśmy szklankę specjalnie dla mojej babci, która twierdziła, że tylko ze szklanki można się naprawdę napić herbaty. w kubku jej nie smakowało. dla mnie odwrotnie. a cóż, o gustach się nie dyskutuje, więc i o smakach chyba też.
chociaż tutaj nie o smak, ale o naczynie bardziej chyba chodzi... w tym wypadku to naczynie sprawia, że zawartość smakuje bardziej lub mniej. ciągle to zawartość jest najważniejsza, ale jakże istotne okazuje się naczynie ją otaczające. idąc za tą myślą postanowiłam zainwestować w swoje 'naczynie' i zacząć się trochę ruszać. bo choć 'zawartość' niezmiennie cenna, to co jeśli naczynie zawiedzie? a lata płyną i naczynie już nie takie nowiutkie i błyszczące ;)

niedziela, 3 sierpnia 2008

myślenie ma przyszłość

niedawno udało mi się zamknąć się w pomieszczeniu metr na metr. chciałam się wybrać do toalety (bardzo prozaiczna sprawa), do której prowadziły jedne drzwi, a zaraz potem drugie. kiedy otwierałam te pierwsze prowadzące do małego korytarzyka, przez głowę przebiegła mi myśl, iż dzień wcześniej te same drzwi były szeroko otwarte. zwróciłam też uwagę, że przy ścianie obok owych drzwi stało wiadro i pojawiła się kolejna myśl: 'na pewno po coś tutaj stoi'. niestety nie poświęciłam tym myślom więcej uwagi i weszłam. w chwili, gdy wspomniane drzwi się za mną zamykały, naciskałam klamkę tych drugich, po to tylko by stwierdzić, że są zamknięte....i wtedy dotarło - zatrzasnęłam się! odwróciłam się i mimo wszystko spróbowałam otworzyć drzwi, przez które właśnie weszłam. bez skutku. znalazłam się w małym, ciemnym pomieszczeniu za świadomością, że pewnie ktoś mnie w końcu wypuści, tylko kiedy to będzie??? na szczęście nie mam klaustrofobii, ale szczerze współczuję wszystkim, którzy ją mają. zrobiło mi się dziwnie. ale zaczęłam się z siebie śmiać. bo jakby na to nie patrzeć sytuacja nieco komiczna :) i tak sobie pomyślałam, że jakże często przychodzą nam do głowy różne myśli i spostrzeżenia, którym nie poświęcamy wystarczającej uwagi. tyle razy koncentruję się na myślach, które są destrukcyjne i dołujące, a kiedy przez moje zwoje przebiega myśl, która mogłaby mnie przed czymś uratować, albo zwyczajnie pomóc, to ja ją ignoruję. i ląduję w małym, ciemnym pomieszczeniu z nadzieją, że ktoś mnie z niego w końcu wypuści. zaczynam walić w drzwi i w panice wołać o pomoc. a przecież wystarczyłoby zwrócić uwagę na myśl o wiaderku i coś z nią zrobić! ile energii bym zaoszczędziła? ile czasu i siły? ile klaustrofobicznych pomieszczeń mogłoby mnie ominąć... no właśnie, tylko czy następnym razem nie zignoruję sygnału, który wysyła mi mój własny mózg?